Karta
"postacie" została uaktualniona. Zapraszamy do zapoznania się z
kolejnym bohaterem :)
***
Wszedł
do środka i rozejrzał się. Nikogo nie było w korytarzu, więc poszedł dalej.
Krystiana znalazł dopiero we wschodnim skrzydle, gdzie mieścił się gabinet
lekarki. Ze zmarszczonymi brwiami obserwował, jak chłopak puka do drzwi, a
kiedy otworzył mu jakiś stary lekarz, zaczął z nim rozmawiać. Dymitr stał
jednak zbyt daleko, żeby usłyszeć o czym. Lekarz nie miał zbyt sympatycznej
miny, powiedział coś Krystianowi i ten z nieco zawiedzionym wyrazem twarzy
usiadł na krześle, przed gabinetem lekarskim. Kiedy drzwi za lekarzem zamknęły
się, Dymitr postanowił działać.
Wyszedł
zza korytarza, niby pewnym krokiem kierując się w stronę gabinetu.
—
Sto dwadzieścia osiem? — zapytał ostro i spojrzał na zaskoczonego Krystiana. —
Co ty tu, kurwa, robisz?
Chłopak
odchrząknął i wzruszył ramionami.
—
Już nic — odpowiedział obojętnie, ale dopiero gdy upewnił się, że są sami. Przy
ludziach by się tak nie odnosił do swojego kapitana, a na osobności nie widział
potrzeby odgrywania roli przykładnego żołnierza.
—
To po co tu przylazłeś? — Dymitr stanął nad nim, zakładając ręce na piersi.
Zawiesił spojrzenie na Krystianie, oczekując odpowiedzi.
—
By o coś zapytać — burknął. — Nic ważnego. — Jakoś nie widział sensu w
opowiadaniu mu o tym, że przyszedł zapytać o Marię, ale dowiedział się, że
dziewczyna została odesłana do jednej ze stref Witebska, gdyż potrzebowali tam
opieki sanitarnej.
—
O co? — Drążył temat Dymitr.
—
Co cię tak to interesuje? — zirytował się. Też założył ręce na piersi, wbijając
w niego zdenerwowany wzrok. Wkurzył się, że dziewczyny już tutaj nie ma, że
wyjechała tak nagle, a jeszcze teraz denerwował go Dymitr. — Przyszedłem
zapytać o Marię, okej?
—
O tę białoruską dziwkę? — Dymitr roześmiał się nagle, całkowicie rozpogodzony.
— Wyjechała i już chyba nie wróci — zdradził, po czym pochylił się, żeby
spojrzeć Krystianowi w twarz. — Lepiej nie zawracaj sobie nią głowy. Za dwie
godziny bądź w sali treningowej. Zobaczymy, jak radzisz sobie w walce wręcz.
Korzystaj póki możesz z mojej… pomocnej ręki. Kiedy przyjedzie nowy oddział,
będę musiał ograniczyć osobiste treningi do absolutnego minimum.
Krystian
zmrużył groźnie oczy. Czuł się tak, jakby obelga na Marię dotyczyła i jego.
Popchnął więc mężczyznę i prychnął:
—
Wal się. Trochę szacunku dla kobiet.
Dymitr
zareagował błyskawicznie. Jego ręka wystrzeliła i zacisnęła się mocno na szyi
Krystiana. Uniósł go nawet kilka centymetrów nad krzesłem.
—
Jeżeli jeszcze raz się do mnie tak odezwiesz, polski psie, odstrzelę ci łeb —
zagroził wściekłym głosem. — Nawet się nie zawaham. Zastrzelę cię jak psa,
gówniarzu.
Krystian
zakasłał coś niewyraźnie, nie mogąc nawet zaczerpnąć oddechu. Jego oczy
zaszkliły się pod wpływem uścisku. Zapomniał się trochę, to fakt, ale nie
potrafił zdzierżyć, gdy ktoś obrażał kobiety. W szczególności takie jak Maria,
które niczym sobie na to nie zasłużyły. A z Dymitra to był prawdziwy skurwysyn,
więc tym bardziej nie potrafił się pohamować. A może powinien, bo to było jak
igranie z ogniem.
Dymitr
pchnął go na krzesła, a pod wpływem rumoru, który narobił Krystian upadając, z
gabinetu wyleciał lekarz.
—
Co się dzieje? — zapytał wściekły, ale kiedy zobaczył Dymitra, jego wyraz
twarzy się zmienił.
—
Nieposłuszny żołnierz — machnął lekceważąco ręką kapitan, wskazując na
zbierającego się chłopaka. — Poradzę sobie z nim — dodał, patrząc znacząco na
lekarza. Ten skinął głową i ponownie zniknął w gabinecie. — Za dwie godziny —
zwrócił się do Krystiana. — Mam nadzieję, że umiesz walczyć wręcz, bo połamię
ci wszystkie kości.
Zanim
Krystian zdążył odpowiedzieć, odszedł. Mając ogromną ochotę wysadzić cały
szpitalny budynek w powietrze.
Krystian
szedł do sali treningowej z lekkim zdenerwowaniem. A gdy znalazł się przed jej
wejściem i z pomieszczeń obok dobiegały do niego odgłosy prowadzonych walk
przez innych żołnierzy, zaczął się naprawdę obawiać. Świetnie posługiwał się
bronią, celność miał perfekcyjną, kondycję właściwie też, jednak jeżeli
chodziło o walkę wręcz był, delikatnie mówiąc, kiepski. Jak był młodszy to
zawsze lepiej wychodziło mu uciekanie przed starszymi kolegami lub zbieranie
batów, niż ich oddawanie. Obawiał się, że tak zostało do dzisiaj.
Stanął
w jasnym korytarzu i oparł się o ścianę, czekając. Wbił wzrok w trzeszczącą
jarzeniówkę, która oświetlała pomieszczenie, gdyż nie było tu okien. Znajdowało
się tu kilka brązowych, dwuskrzydłowych drzwi, prowadzących do sal
treningowych. Na dwa zespoły przypadała jedna taka sala, aby w razie co, kapitan
w każdym momencie mógł przeprowadzić ćwiczenia walki wręcz, które, wbrew
pozorom, bardzo przydawały się w walce z nieumarłymi. Ich salą była ta z
numerem trzy, jednak Dymitra jeszcze nigdzie nie było. Minęło pięć minut. I
kolejne, a mężczyzny jak nie było, tak nie było. Krystian rozważał już nawet
opcję pójścia sobie, gdy nagle w końcu korytarza zobaczył postać swojego
kapitana.
Dymitr
bynajmniej nie uśmiechał się do niego. Wciąż był wściekły i wyglądał co
najmniej jakby chciał kogoś zabić. Krystian nagle pożałował, że żaden zarażony
nie zładował się w pobliżu.
—
Do środka — przywitał go. Kiedy weszli do sali i zamknęli za sobą drzwi,
zrzucił płaszcz i spojrzał zirytowany na chłopaka. — Na co czekasz? Trzydzieści
pompek! — syknął, ale, ku zaskoczeniu Krystiana, sam również opadł na podłogę i
w ekspresowym tempie zaczął wykonywać pompki.
Chłopak
zdjął swoją wojskową kurtkę i zostając w samym białym podkoszulku, również
opadł na podłoże i zaczął unosić się i opadać. Skrzywił się nieco, gdyż szło mu
wolniej od Dymitra. Ręce wciąż miał obolałe po wczorajszym wspaniałomyślnym
treningu rosyjskiego kapitana. Miał wrażenie, że są z waty.
Nie
wiedział, jak długo robili te pompki. Przestał liczyć po stu dwudziestu, bo już
wtedy myślał, że jego mięśnie z zakwasami nie wytrzymają. Ale nie przerywał,
nie chciał jeszcze bardziej narażać się Rosjaninowi.
Dymitr
dopiero po jakimś czasie w końcu wstał i ponownie zaczął się rozgrzewać.
Wymachiwał rękami, naciągał mięśnie przedramion, później biodra (chociaż
wyglądał naprawdę głupio i Krystian o mało się nie roześmiał) i nogi.
Chłopak
podniósł się i przez chwilę poudawał, że także rozgrzewa mięśnie. Właściwie, to
nie widział sensu w przygotowywaniu się do tego. I tak dostanie od niego
wpieprz, nie miał co się łudzić. Wiedział, że jest beznadziejny.
Dymitr
dopiero po dziesięciu minutach był gotowy. Nie komentował, kiedy widział, że
Krystian tylko symuluje, że ćwiczy. Nie obchodziło go, w jakim stanie skończy
chłopak.
Zaatakował
bez ostrzeżenia, błyskawicznie powalając Krystiana na ziemię. Kopnął go, kiedy
ten próbował się podnieść.
—
Wstawaj — warknął po rosyjsku, już przygotowując się do następnego ciosu.
Chciał się wyżyć, odreagować całą swoją złość, zarówno na tego chłopaka, jak i
na dowództwo, które uznało, że Dymitr jednak nie wywiązał się należycie ze
swoich obowiązków. Dlatego zginął jego oddział. Jakby tego było mało, generał
znający jego ojca, zdecydował, że ten powinien dowiedzieć się o wszystkich
porażkach syna. Jego wizyta w laboratorium pod Witebskiem była nieunikniona.
—
Ze względu na twojego ojca daję ci ostatnią szansę, Dymitrze — powiedział
generał, który dowodził całym laboratorium. — To już twój trzeci oddział.
Jeżeli go również zniszczysz, nie będziesz mógł tu już dłużej zostać.
Dymitr
nie dał Krystianowi czasu na reakcję, powalił go znowu, tym bardziej boleśniej
niż poprzednio. Chłopak wydał zduszony krzyk, kiedy jego ciało uderzyło o
twardą matę.
Chciał
się obronić, ale gdy tylko wyciągał ręce, żeby zaabsorbować cios, ten już
nadchodził. Jego reakcje były spóźnione, więc Dymitr robił z nim, co chciał.
Turlał się po tej macie od jednego kopniaka do drugiego, by po chwili zostać
przyciśniętym do podłoża, twarzą w stronę podłogi i mieć mocno, boleśnie wręcz
wykręconą rękę. Przez sekundę miał wrażenie, że coś mu tam pęka, gdy nagle
uścisk zelżał.
—
Jesteś beznadziejny — powiedział Dymitr, patrząc na niego z góry. Krystian
podniósł się do siadu, oddychając ciężko i ścierając krew z kącika ust. Nie
odpowiedział, zignorował go, całą swoją uwagę poświęcając oglądaniu mocno
zaczerwienionej ręki. Nie wiedział, że to tylko bardziej rozwścieczy kapitana.
Dymitr
uderzył go w twarz. Jego pięść spadła prosto na policzek Krystiana, który aż
przechylił się w bok pod siłą ciosu. Kapitan usiadł na nim i po raz kolejny
tego dnia złapał za gardło.
—
Jak chcesz przeżyć, kiedy nawet nie umiesz się obronić? — zasyczał, uderzając
nim o podłogę. — Bez broni jesteś nikim!
Krystianowi
aż pociemniało przed oczami od siły uderzenia. Zacisnął powieki, oddychając
ciężko.
—
Wiem — powiedział tylko i spróbował się podnieść. Miał wrażenie, że zaraz tu
zwymiotuje i tak zakończy się ich trening. Albo nie, zwymiotuje, a po tym
Dymitr połamie mu wszystkie kości.
Dymitr
nie zwrócił uwagi ani na to, co powiedział chłopak, ani tym bardziej na to, w
jakim znajdował się stanie. Czuł tylko agresję, ślepą furię kotłującą mu się
pod czaszką. Uderzył Krystiana jeszcze raz i jeszcze. Dopiero po chwili
zorientował się, że ten stracił przytomność.
—
Shlyukha! — krzyknął, podnosząc się gwałtownie. Gdyby zabił i Krystiana, mógłby
czyścić doki i pożegnać się z armią. Odetchnął głośno, starając się uspokoić. —
Cholerny Polak — powiedział i splunął obok wciąż nieprzytomnego Krystiana. Nie
zaniesie go teraz przecież do szpitala, nie w takim stanie. Może się sam
obudzi? Nie oberwał chyba za bardzo? Wymiękał po kilku ciosach Dymitra? Co z
niego był za facet?
W
końcu, kiedy chłopak wciąż nie okazywał żadnych oznak życia, Dymitr, już nieco
bardziej spokojny, podszedł do niego i uklęknął przy głowie Krystiana. Z ust
ciekła mu krew. Złapał go za podbródek i nie za bardzo wiedział, co powinien
dalej zrobić. Zawodowo zajmował się raczej odbieraniem życia, nie jego
ratowaniem. Postanowił, że uniesie powieki Krystiana. Najpierw spróbował z
jedną, później z drugą. Zdało się to na tyle, że zobaczył jedynie kawałek
białka. Poklepał Krystiana po policzku, nadal nic. W końcu bardziej
sfrustrowany niż wściekły starł krew z jego brody.
—
Ej, Krystian, obudź się, do cholery — powiedział i potrząsnął nim lekko.
Chłopak
momentalnie zachrząkał i przewrócił na bok, kuląc się. Powoli otworzył oczy i
wbił zamglone, zdezorientowane spojrzenie w kolano Dymitra. Nie wiedział, co
się stało. Miał tylko uczucie, jakby przejechał po nim co najmniej czołg i
jakby miał zgniecione gardło.
—
Ja pierdziele — przeklął Dymitr — ale z ciebie ciota — sapnął, chociaż był
szczęśliwy, że jednak nie zabił Krystiana. — Żyjesz? — zapytał jeszcze dla
pewności.
Chłopak
spojrzał na niego z dołu, chwilę milcząc, zupełnie jakby nie mógł zrozumieć
pytania. Ostatecznie kiwnął głową i spróbował się podnieść, jednak wtedy jego
wszystkie mięśnie odmówiły współpracy i po prostu runął na podłogę.
—
Nienawidzę cię — wychrypiał cicho, jednak nie na tyle, aby Dymitr nie mógł tego
usłyszeć.
Ten
prychnął, patrząc na jego próby podniesienia się. Nie zrobił nic, żeby mu
pomóc.
—
Nie sądziłem, że jesteś taki gówniany w walce wręcz. Jak udało ci się przeżyć
tyle czasu? Nie byłeś w stanie nawet zareagować, kiedy cię atakowałem.
Krystian
gdyby mógł, zapewne wzruszyłby ramionami, ale aktualnie próbował podnieść się
do siadu, co w końcu się jednak udało. Westchnął, ocierając twarz z krwi.
—
Zawsze miałem broń. No i szybko biegam, to zazwyczaj wystarcza — wycharczał.
Dymitr
prychnął, kręcąc głową. Wstał i podniósł z ziemi swój płaszcz.
—
Jutro przyjeżdża nowy oddział. Przygotuj się na zbiorowy trening wieczorem. Nie
dostaniesz taryfy ulgowej — powiedział, po czym wyszedł z sali, mocno
trzaskając drzwiami.
Krystian
podniósł się na chwiejnych nogach i podszedł do swojej kurtki, wyklinając w
myślach Dymitra. Nie miał pojęcia, w jaki sposób dojdzie do bloku czwartego i
czy przypadkiem po drodze nie zemdleje albo się nie zrzyga. Na jego szczęście
jakoś udało mu się tam doczłapać, a i nawet nie wzbudzał większych podejrzeń.
Niektórzy tylko patrzeli na niego, uśmiechali się pod nosami i to byłoby na
tyle. Jednak, kiedy znalazł się w pokoju, runął na łóżko i po prostu zasnął.
Po
zebraniu, które zwołała generał Fiodorow, Dymitr musiał załatwić jeszcze kilka
formalności. Z samego rana miał wyjechać po swój nowy oddział. Dowództwo
niepokoiło się napiętą sytuacją w Witebsku, zmniejszającymi się strefami
niezakażonymi, niespodziewaną aktywnością nieumarłych i niepokojącymi wieściami
z innych części Europy. Na razie żadna z baz nie zbliżyła się do opracowania
szczepionki na K111, każde badania prowadziły donikąd. Naukowcy nie potrafili
zinterpretować wyników testów, które kłóciły się z normami. Ludzie byli
bezsilni, a sytuacja powoli zaczęła wymykać się spod kontroli nawet wojsku.
Dymitr podejrzewał jednak, że coś jest nie tak, dowództwo nie zdradzało
wszystkiego, może wiedzieli coś, czego nie chcieli ujawniać.
Dopiero
późnym wieczorem poszedł do budynku czwartego. Przed pójściem do siebie,
zajrzał jeszcze do pokoju jednostki. Krystian spał w najlepsze, nawet nie
obudził się, kiedy Dymitr podszedł bliżej. Kapitan stanął nad nim, w milczeniu
obserwując jego spokojną, posiniaczoną twarz. Przypomniał sobie ich ostatnią
wizytę w Witebsku, dziwnego zombie, które najpierw zaczaiło się, żeby później z
zaskoczenia zaatakować Krystiana. Nieumarła była szybka, bardziej zdecydowana,
chociaż działała instynktownie, w jej ruchach widać było pewnego rodzaju
precyzję, może doświadczenie. Dymitr wciąż się nad tym zastanawiał, ale nie
potrafił dojść do żadnych konkretnych wniosków. Krystian też zauważył, że coś z
tym zombie było nie tak. Ale dowództwo zbagatelizowało tę informację, naukowcy
uznali, że to tylko przywidzenia Dymitra. Zarażeni nie mogą myśleć, ich
działanie nastawione jest na rozprzestrzenianie wirusa, nie przemyślane
atakowanie przeciwników.
Dymitr
pochylił się nad Krystianem i poklepał go mało subtelnie po policzki,
zmarszczył brwi, kiedy chłopak nawet nie drgnął. Chyba nie umarł, pomyślał
rozdrażniony, szturchając go.
—
Obudź się — warknął, poirytowany.
Jedyną
odpowiedzią, jaką dostał, było lekkie zmarszczenie brwi. I nic więcej, Krystian
ani się nie poruszył, ani ciężej nie odetchnął, o przebudzeniu nawet nie
wspominając.
—
Kurwa — syknął, zaczynając już naprawdę myśleć, że zabił chłopaka. Może rzeczywiście
przesadził w treningiem? Trochę go poniosło, fakt, ale żeby to był od razu
powód, żeby ten głupi Polak umierał? Pewnie teraz specjalnie robi mu na złość i
udaje, że śpi.
—
Myślisz, że się przejmę? — warknął, po czym aż uśmiechnął się, kiedy do głowy
wpadła mu pewna myśl. Jakiś szeregowy będzie z niego kpił? On już mu pokaże!
Wyszedł
szybko z pomieszczenia i wrócił po kilku minutach z wiadrem zimnej wody.
Uśmiechnął się do siebie i chlusnął nim prosto we wciąż pogrążonego we śnie
Krystiana.
Chłopak
momentalnie poderwał się do siadu, otwierając szeroko oczy, przerażony nagłym
atakiem. Rozejrzał się dookoła, natrafiając spojrzeniem na zadowolonego Dymitra
z wiadrem w rękach. Szybko zrozumiał, o co chodzi i, ku zdziwieniu mężczyzny,
nagle parsknął śmiechem.
—
Ja pierdole, ty jednak jesteś pojebany — powiedział rozbawiony, ocierając
dłońmi twarz z wody. Skrzywił się lekko, gdy dotknął siniaka na szczęce.
Dymitr
zmarszczył brwi i rzucił wiadro na podłogę.
—
Już myślałem, że nie żyjesz.
—
Gdybym zdechł, zrobiłbym ci przysługę, a denerwowanie ciebie to moje nowe
hobby. — Wzruszył ramionami, rozglądając się dookoła. Nie miał pojęcia, co
teraz zrobi z tą przemoczoną pościelą. Gdzie to ma wywiesić?
Dymitr
westchnął ciężko, opadając na wolne łóżko, na którym kiedyś spał Heinz. Kiedy
jeszcze był człowiekiem, oczywiście. Nigdy nie przyznałby się przed chłopakiem,
że dowództwo nie byłoby zachwycone, gdyby go zabił. Generał Fiedrow jasno dał
mu do zrozumienia, że nie podoba mu się, jak małą wagę Dymitr przywiązuje do
ludzkiego życia, do życia żołnierzy. Gdyby dowiedział się o tym, że go pobił
swojego jedynego uchowanego przy życiu szeregowego, na pewno by go wywalił z
laboratorium. Nawet, jeżeli ten głupi Polak sam był sobie winny.
Dymitr
zaczął grzebać w kieszeni płaszcza, wyciągnął z niego paczkę tabletek
przeciwbólowych.
—
Masz — rzucił je w Krystiana. — Żebyś jutro nie stękał jak ciota.
Chłopak
spojrzał na nie wyraźnie zdziwiony. Nigdy by się nie spodziewał, że Dymitr
mógłby mu coś takiego przynieść. Był przekonany, że sam będzie zmuszony
poczłapać wieczorem do bloku szpitalnego i o nie prosić. Nie wiedział tylko, że
Dymitr nie chciał, aby chłopak tam się pokazywał. Wtedy lekarze odnotowaliby w
jego karcie przekazanie mu tych tabletek, a może i nawet wzięli na badania.
—
Dzięki — powiedział i nie myśląc wiele, otworzył opakowanie wyciągając jedną
tabletkę. Po chwili namysłu wziął też drugą i włożył sobie je do ust,
połykając. Wstał z mokrego łóżka i ignorując wpatrującego się w niego Dymitra,
ściągnął przemoczony podkoszulek i pochylił się do szafy, jaka znajdowała się
pod jego posłaniem, aby wyciągnąć czyste i, co najważniejsze, suche ubranie.
Dymitr
obserwował go przez chwilę w milczeniu, po czym nagle odezwał się cicho.
—
Będziemy musieli jechać do Witebska za trzy dni. Strefy z niezarażonymi ludźmi
się pomniejszają.
Chłopak
spojrzał na niego, po czym naciągnął na siebie podkoszulek. Nie powiedział nic
o swoim przeczuciu, że trzy dni mu nie wystarczą, aby wyleczyć wszystkie
siniaki, których nabawił się od Dymitra i które przeszkadzają mu w poruszaniu
się.
—
Nie powinno być źle. Jak stacjonowałem w Warszawie, poszerzanie stref było
jednym z lepszych zajęć. — Wzruszył ramionami. — Gorsze jest ich wyznaczanie,
straciliśmy pół oddziału na odratowywaniu jednej z dzielnic. — Właściwie to nie
wiedział, dlaczego mu o tym powiedział. Po prostu, może nie chciał z nim
siedzieć w milczeniu, a może swoimi wspomnieniami chciał też nakłonić go do
mówienia. Chociaż z drugiej strony, po co mu wiedzieć cokolwiek o Dymitrze?
Nawet nie lubił tego faceta.
—
To logiczne — powiedział Dymitr już w nieco lepszym humorze. — Wasi generałowie
w Polsce są jak rosyjscy szeregowi. Nie mają pojęcia, czym jest prawdziwe
wojsko — stwierdził, jakby sam kilka dni temu nie stracił prawie całego
oddziału.
—
Masz jakąś manię wyższości rosyjskiego narodu nad innymi, czy co? — zapytał,
unosząc brwi i wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
Dymitr
nie odpowiedział, bo uznał, że odpowiedź jest raczej oczywista. Wstał i
skierował się do drzwi. Zanim wyszedł zatrzymał się na chwilę, jakby chciał coś
jeszcze powiedzieć, ale w końcu wyszedł bez słowa.
Krystian
miał stawić się na zbiórkę o dziewiętnastej. Gdy wyszedł na plac, dopiero
podjechał ciemny, opancerzony autobus, z którego wysiadł Dymitr. Mężczyzna
spojrzał tylko na niego obojętnie i zaczął krzyczeć na nowych, aby się
pospieszyli, bo nie mają całego dnia.
Niemal
od razu przypomniało mu się, jak sam tu pierwszy raz przyjechał i jaki był
przestraszony. Uśmiechnąłby się krzywo pod nosem, gdyby nie rana na wardze i
bolący polik. Wtedy myślał, że jak nic, zginie tu już drugiego dnia. A jednak,
pomimo dziwnego usposobienia Dymitra, jeszcze żył. Co prawda ledwo co się
ruszał, ale na razie nie zapowiadało się na to, aby jego kapitan chciał go zabić.
Z
autokaru wychodzili kolejni szeregowi, kierując się na plac główny. Dymitr
szedł na przedzie, poirytowany odpowiadając jakiemuś nadgorliwemu szeregowemu.
Krystian uśmiechnął się złośliwie, widząc to. Żołnierzom zajęło chwilę
zgromadzenie się na placu. Niektórzy patrzyli nieufnie na Krystiana, inni
całkowicie go ignorowali.
—
Znajdujemy się w jednym z laboratoriów Międzynarodowej Organizacji Państw
Zjednoczonych. Naukowcy pracują tutaj nad antidotum na wirus K111 — zaczął
Dymitr, ale Krystian nie zwracał na niego uwagi. Obejrzał się do tyłu, kiedy
usłyszał swój ojczysty język.
—
Co za skurwiel — mruknął cicho młody mężczyzna.
Krystian
zmierzył wysoką sylwetkę zaciekawionym spojrzeniem. Obserwowany przez niego
szeregowy również zwrócił uwagę na niego, a raczej na flagę, jaką miał na
ramieniu.
—
Poczekaj jeszcze chwilę, a zabraknie ci słów na wyklinanie go — odparł szeptem,
tak aby Dymitr nie usłyszał.
Mężczyzna
uśmiechnął się do niego lekko. Miał ładny, szeroki uśmiech i dołeczki w
policzkach.
—
Czuję, że wpakowałem się w prawdziwe bagno. Gdybym wiedział, że ten rusek
będzie kapitanem, chyba wolałbym zostać zombie.
—
Na to zawsze będziesz mieć czas — odpowiedział, również się uśmiechając. Nie
wiedzieć czemu, ulżyło mu, gdy usłyszał swój ojczysty język. Tego rosyjskiego i
angielskiego powoli zaczynał mieć dosyć.
Odwrócił
się z powrotem, przodem do Dymitra, który chyba zauważył jego poruszenie, bo
spojrzał najpierw na niego, a później na szczerzącego się Polaka za nim.
Kapitan
mówił dokładnie to, co wtedy, gdy Krystian tu przyjechał. Budził w szeregowych
takie samo wrażenie, jak wtedy wzbudził na jego oddziale. Gdy skończył, odesłał
wszystkich do dyżurki. Żołnierze zaczęli się rozchodzić i on też miał zamiar
odejść do bloku czwartego, a następnie do sali, w której mieszkał, gdy poczuł,
jak ktoś go złapał za łokieć. Odwrócił się, patrząc na piegowatą twarz
szeregowego.
—
Jestem Błażej — przywitał się nowy i, jakby z zakłopotaniem, podrapał się po
swojej jasnej brodzie. Miał naprawdę ładny uśmiech. — Będziemy w jednym
oddziale, no nie?
Krystian
nie mógł nie odpowiedzieć na jego szczery uśmiech.
—
Tak. — Pokiwał głową. — Krystian — odpowiedział. — Skąd jesteś?
—
Z Katowic, a ty? W ogóle czemu jesteś taki poobijany? Jakieś zombie cię tak
urządziło, czy to ten ruski laluś? Sprawia wrażenie twardego, ale pewnie przy
najbliższym niebezpieczeństwie ucieknie aż się będzie kurzyło — mówił beztrosko
Błażej, gestykulując rękami. Był taki pełen życia, że można było odnieść
wrażenie, jakby apokalipsa i zagrożenie K111 go zupełnie ominęło.
—
Warszawa — odpowiedział, zaskoczony szybkością, z jaką Błażej wyrzucał z siebie
słowa. — No, można powiedzieć, że lepiej radzę sobie z bronią niż z walką wręcz
i kapitan to wykorzystał — odpowiedział, wzruszając ramionami.
—
Pff! Dupek! Jak chcesz, mogę pokazać ci kilka chwytów. Ćwiczyłem kiedyś karate.
Nie chwaląc się, mam nawet czerwony pas. — Wyszczerzył się do niego i zabawnie
poruszał brwiami. — Pod warunkiem, że pokażesz mi, co i jak na tym zadupiu.
Wywieźli mnie na jakieś białoruskie stepy i dali karabin do ręki. Masakra
jakaś!
—
Nie no, jasne — odpowiedział Krystian, wciąż nie mogąc przyzwyczaić się do
radosnego usposobienia tego faceta. — To chodź najpierw do dyżurki. Dowiesz się
jak masz na imię i gdzie śpisz. Ja na przykład jestem sto dwadzieścia osiem be
— parsknął. — Lepiej zapamiętaj.
—
I ten ruskowaty laluś tak się do ciebie zwraca? — roześmiał się Błażej. — Sto
dwadzieścia osiem be! — ostatnią sylabę udało mu się beknąć.
Krystian
zaśmiał się, słysząc to. Weszli razem do dyżurki i ustawili się w kolejce.
—
No, to są nasze imiona, nie słyszałeś go przed chwilą? — zapytał, unosząc prawą
brew, którą przecinała blizna. — Sam się ubiegałeś o dostanie się tu, czy
zostałeś zesłany?
—
Zesłany. Myślisz, że dobrowolnie wyjechałbym na takie zadupie? Nigdy w życiu.
Krystian
pokazał Błażejowi pokój, oprowadził go na ile mógł po udostępnionych obszarach
laboratorium i nawet się nie obejrzał, a zastał ich wieczór. Błażej okazał się
świetnym kumplem — zabawny, przebojowy, pełen energii, na pewno nie można było
się przy nim nudzić. Co chwila opowiadał Krystianowi jakieś historie,
okraszając je swoimi komentarzami.
Problem
pojawił się dopiero, kiedy przyszła pora wieczornej toalety.
—
Nie idziesz się kąpać? — zapytał Błażej, zrzucając z siebie koszulkę. Krystian
zapatrzył się na jego tors.
Chłopak
odchrząknął, dobrze wiedząc, że teraz, gdy nie ma już łazienki na własność,
musi uważać. W końcu znowu będzie się roiło tam od przyjemnie umięśnionych,
męskich ciał.
Pokręcił
głową.
—
Nie, poczekam, bo na razie jest tam za tłoczno. Wolę się kąpać jako ostatni —
powiedział i miał nadzieję, że Błażej nie będzie dociekać.
Ten
uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i wzruszył ramionami. Wychodząc mrugnął w
stronę Krystiana i zostawił go samego.
Dopiero
kiedy wszyscy wrócili do sali (Błażej z mokrymi włosami, owinięty tylko w szary
ręcznik, który, cholera jasna, jeszcze mu spadł, kiedy szukał w torbie ubrań),
Krystian w końcu zdecydował się wykąpać. Zignorował spojrzenia niektórych
szeregowych, nie zwrócił uwagi na porozumiewawcze uśmieszki między nimi, po
prostu wyszedł z sali i odetchnął kilka razy. Cholera, cholera. Cholera. Czemu
Błażej musiał być takim seksownym blondynem? Niestety nie mógł sobie
odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy wszedł do łazienki inny blondyn już się
rozbierał. Biedny Krystian nie miał chwili wytchnienia.
Nie
potrafił nie otaksować Dymitra spojrzeniem. Zawiesił swój ręcznik na haczyku i
korzystając z tego, że mężczyzna go jeszcze nie zauważył, stanął, patrząc na
jego zgrabne pośladki. Dopiero kiedy zrobiło mu się nieprzyzwoicie gorąco
ruszył do natrysku, puszczając zimną wodę i uspokajając się powoli.
—
Co to za pies zaczął się z tobą zadawać? — usłyszał nagle głos Dymitra, niby
znudzonego całą sytuacją, niby przez przypadek włączającego natrysk zaraz obok
prysznica Krystiana.
Chłopak
spojrzał na niego, zapatrując się na jego szeroką klatkę piersiową. Kurwa,
przeklinał w myślach, dlaczego ten sukinsyn musiał być taki seksowny? Nie chcąc
myśleć o jego walorach, zaczął się szybko myć.
—
Przystojny co? — zapytał, uśmiechając się lekko. — Jak na Polaka przystało. —
Kątem oka uważnie go obserwował, wyczekując reakcji.
—
Przystojny? — Dymitr spojrzał na niego groźnie. — Widziałeś jego uszy? Jakby w
dzieciństwie go matka za nie wieszała. Nawet mnie nie rozśmieszaj — prychnął i
przeczesał kilka razy ręką mokre już włosy. Obejrzał się na drzwi, po czym
zbliżył nieco do Krystiana. Dotknął jego ramienia torsem.
Chłopak
spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
—
Przez nie wygląda jeszcze bardziej seksownie. Byś zobaczył jego — w tym
momencie położył dłoń na klatce piersiowej Dymitra — klatę.
Dymitr
prychnął i pochylił się nad Krystianem, kładąc dłoń na jego karku.
—
To na widok mojej ci staje — powiedział arogancko.
Chłopak
uśmiechnął się, przesuwając powoli, wręcz drażniąco dłonią w dół. Zatrzymał się
przy pępku, okrążając go, a następnie zsunął niżej, na nasadę penisa mężczyzny.
—
Och, uwierz, że na jego też — odparł, łapiąc na wpół twardego członka w rękę. —
Z chęcią bym mu obciągnął — kontynuował, uśmiechając się nieco złośliwie kątem
ust.
Dymitr
prychnął, łapiąc nagle jego dłoń i wykręcając ją sprawnie.
—
On jest tylko marnym szeregowym, ja mam do zaoferowania znacznie więcej, głupi
Polaku — powiedział niskim, ostrzegawczym głosem. Oddychał ciężko, przeszywając
Krystiana spojrzeniem.
Chłopak
uniósł brwi, nie potrafiąc powstrzymać lekkiego uśmiechu cisnącego mu się na
usta.
—
Tak? — zapytał z powątpiewaniem. — Co niby? Błażej też ma sporego kutasa. —
Wzruszył ramionami.
Dymitr
zmarszczył brwi, ale uśmiechnął się kącikiem ust. Pochylił się nad Krystianem,
jakby chciał go pocałować. Nie zrobił tego jednak. Zamiast tego powiedział:
—
Pytanie, czy potrafi się nim posługiwać.
Krystian
przysunął się do niego jeszcze bliżej, tak że ich nosy stykały się delikatnie
ze sobą.
—
Sprawdzę i ci powiem, okej?
Dłoń
Dymitra zacisnęła się mocniej na jego nadgarstku.
—
Nie — powiedział po prostu, stanowczo i pewnie. Władczo. Zanim Krystian zdążył
odpowiedzieć, pocałował go namiętnie, przyciskając do ściany. — Nic nie
będziesz sprawdzał — dodał, kiedy odsunął się odrobinę, oddychając ciężko po
pocałunku.
Krystian
spojrzał na niego zdziwiony z uchylonymi ustami.
—
Na razie mam ciebie — powiedział chłopak do Rosjanina, przesuwając wolną ręką
po jego twardym i dobrze umięśnionym ramieniu. — Miejmy nadzieję, że mi
wystarczysz. — Uśmiechnął się. Bawiło go to, jak Dymitr był zazdrosny.
Najwidoczniej musiał zacząć traktować go jak swoją własność i duma mu nie
pozwalała, aby Krystian spojrzał na kogoś innego. Jednak z drugiej strony miał
świadomość, że coś takiego może być niebezpieczne. W końcu Dymitr był
nieobliczalny.
—
Co do tego nie mam wątpliwości. A teraz — zrzucił coś z niewielkiej półki —
podnieść mydło, Krystian.
Chłopak
spojrzał na kostkę mydła z szybko bijącym sercem. Czuł, że mimo chłodnej wody,
która na nich leciała, robi mu się coraz goręcej. Czerwony na twarzy, podniósł
wzrok na uśmiechniętego Dymitra i nie zastanawiając się już dłużej, schylił
się, wypinając pośladki. Mężczyzna momentalnie złapał go za biodra, uśmiechając
się. O tak, tego dzisiaj potrzebował. Solidnego pieprzenia z tym pyskatym
chłopakiem. Przełknął szybko, patrząc z góry na wypięty w jego stronę tyłek.
Mógł zrobić teraz cokolwiek zechciał, Krystian był na niego całkowicie otwarty
i uległy. Wsunął w jego palec i został nagrodzony cichym stęknięciem. Po chwili
dodał kolejny, ułożył je jeden pod drugim i zaczął rozciągał Krystiana,
sprawnie manewrując ręką.
—
Podaj to mydło — warknął do niego, schylając się, żeby odebrać mydło. Namydlił
ręce i ponownie wsunął palce w Krystiana, drugą ręką, zaczął się stymulować.
Chłopak
oparł się rękoma o ścianę, żeby nie runąć na ziemię. Czuł, jak palce mężczyzny
zagłębiają się w niego i dotykają prostaty, stymulując go od wewnątrz. Nie
wiedział dlaczego wciąż miał taką ochotę na tego faceta, przecież rano już się
pieprzyli, a mimo to wciąż czuł niedosyt.
—
Zastanawiam się — wychrypiał, wypinając pośladki jeszcze bardziej w stronę
mężczyzny — czy… — odwrócił głowę, patrząc na Dymitra — „panie kapitanie,
zerżnij mnie” wystarczy, abyś zabrał mnie do pokoju, bo po tym co mi dzisiaj
zrobiłeś, nie dam rady na stojąco.
Dymitr
aż sapnął, zaskoczony. Tak, z pewnością wystarczyło.
—
Wstawaj. — Udało mu się wychrypieć przez zaciśnięte gardło. Krew szumiała mu w
uszach. Myślał tylko o jednym, żeby w końcu zerżnąć Krystiana.
Przeczesał
ręką mokre włosy, starając się uspokoić.
—
Pośpiesz się — rzucił, zbierając pośpiesznie swoje rzeczy i nawet nie
przejmując się wytarciem czy ubraniem, wyszedł pośpiesznie na korytarz.
Krystian
odetchnął ciężko, zakręcił wodę i owinął się ręcznikiem, zabierając swoje
rzeczy. Ruszył zaraz za nim i wszedł do pokoju. Tym razem paliło się tu
światło. Więc Dymitr nie ma zamiaru robić tego po ciemku, przemknęło mu przez
myśli, kiedy mężczyzna zamknął za nim drzwi. Odłożył rzeczy na podłogę razem z
ręcznikiem. Stanął nagi na samym środku pokoju, zakładając ręce na klatce
piersiowej.
—
I co teraz, panie kapitanie? — zapytał, unosząc brwi.
Ach, klasyczna scena z mydłem, jak słodko. XD Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale lubię tę sadystyczną i dumną stronę Dymitra.
OdpowiedzUsuńA, właśnie, tak z ciekawości, czyta się K jeden jeden jeden czy K sto jedenaście?
Ka sto jedenaście :)
UsuńTak, Dymitr potrafi być chamem, no ale jak można go nie kochać? :D
Trochę się przestraszyłam, jak Dymirt tak go zlał, ale dzięki Bogu skończyli w jednym łóżku C:
OdpowiedzUsuńNa "nową postać" spojrzałam przed czytaniem. Jak już zaczęłam czytać to po prostu wyczekiwałam Błażeja xd Cały dialog z zazdrosnym Dymitrem o "Polaka 2" mnie rozbawił. Po prostu czekam na więcej :)
Kocham Dymitra! On jest wspaniały, uwielbiam tą jego władczość. A dodatkowo jest zazdrosny o Krystiana, do czego się oczywiście nie przyzna. Ale scena w łazience boooska.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to jak panowie na siebie działają. Mam dziwne wrażenie, że kiedyś zostaną przyłapani, może przez Błażeja? Ciekawe jak to się potoczy.
Szczerze? Nie lubię Błażeja. Ma w sobie takie coś co mnie do niego zniechęca. Może, dlatego, iż mam dziwne przeczucie, że będzie chciał zdobyć Krystiana? Ale on pasuje TYLKO do Dymitra..
Jak ja bym chciała kolejny rozdział. Mam taką prośbę/pytanie. Czy mogłybyście ustalić jeden dzień w tygodniu, którego będziecie dodawały rozdział? Bo z tego co mi się wydaje to skończyłyście pisać, prawda? A tak w ogóle ile rozdziałów wyszło?
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Raczej nie ma możliwości, żebyśmy ustaliły konkretny dzień tygodnia, bo, szczerze mówiąc, nie wiadomo kiedy wezmą nas chęci na sprawdzanie rozdziałów :) Z tym to jest bardzo ciężko, bo niby opowiadanie skończone, ale nasza współpraca nie ;)
UsuńA co do rozdziałów, nie jestem pewna ile K111 będzie ich miało, bo zwyczajnie dzielimy tekst dopiero podczas sprawdzania, ale mogę zdradzić, że stron w Wordzie wyszło naprawdę bardzo, bardzo dużo :)
Witam,
OdpowiedzUsuńhaha Dymitr można powiedzieć, że zazdrosny, ale jak tak mógł biednego Krystiana potraktować, chociaż lubię tą jego wredną naturę.... no i klasyczna scenka z mydłem ;] ciekawe co teraz zdarzy się w tym pokoju ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
super opowiadanie!!! weź no, proszę o następny rozdzialik!
OdpowiedzUsuńZazdrosny Dymitr jest niesamowicie uroczy xD Mam tylko nadzieję, że nie będzie się za bardzo wyżywał na Błażeju - co prawda nie polubiłam go jeszcze za bardzo, ale szkoda by było chłopa.
OdpowiedzUsuńCzy w najbliższym rozdziale będziemy mogli liczyć na jakieś zombiaki? Trochę mi ich brakuje :D
Początkowo byłam nieco sceptycznie nastawiona do tego opowiadania, nie przepadam bowiem jakoś szczególnie za postapokaliptycznymi klimatami, szczególnie z zombi tle, ale zaryzykowałam i nie żałuję. Twoje opowiadanie jest po prostu genialne. Starcie dwóch tak skrajnie różnych charakterów i nieustanna walka między bohaterami już jest fascynująca, a do tego całość pięknie i spójnie osadzona w wykreowanych przez Ciebie realiach, po prostu cudo. W Dymitrze zakochałam się w momencie, w którym wyciągnął awanturników z autokaru i zastrzelił Murzyna, nie mam nic do czarnoskórych, ale komentarz kapitana był bezcenny. Z kolei Krystian jest przesłodkim pyskaczem o niewyparzonym języku, który zawsze musi mieć ostatnie zadanie. Połączenie takich charakterów musi zaowocować czymś spektakularnym, szczególnie, że atmosferę podkręca nierówność statusu i napięcie w wojsku. Wprowadzenie kolejnej postaci było świetnym pomysłem, szczególnie, że zazdrosny Dymitr to taki tygrys, mmmrrraaauuu :D. Mam tylko nadzieję, że Błażejowi pozwolisz pożyć odrobinę dłużej niż poprzednim kompanom Krystiana.
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału to świetny, sadystyczne zapędy Dymitra są cokolwiek niepokojące, ale mam nadzieję, że znajdzie jakiś sposób by wynagrodzić to poszkodowanemu :).
Jestem ciekawa czy Ty też, tak jak Dymitr, masz jakieś ulubione określenie, które zmiękcza Toją wolę i za pomocą którego będziemy mieli szansę przekonać Cię do szybszej publikacji kolejnego rozdziału? Bo przerywanie w takim momencie powinno podpadać pod paragraf i być ścigane z urzędu ;).
Na zakończenie gratuluję świetnego pomysłu i równie dobrego wykonania, bowiem styl jak in język, którym się posługujesz jest na najwyższym poziomie.
Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
pozdrawiam
kot_w_butach
Dzięki za tak długi komentarz :) Dla takich aż chce się dalej pisać.
UsuńJa niestety ulubionego określenia nie mam, także chyba musicie po prostu czekać, aż wezmę się za poprawianie kolejnych rozdziałów ;)
Cieszę się, że zarówno pomysł, jak i mój styl Ci się spodobał. Oby tak było do końca K111 ;D
Czuję się spełniona, skomentowałam bloga Dream, czas na to :3.
OdpowiedzUsuńNie lubię rozrywki (książek, filmów, anime itd) związanych z gore i zombie. Phi! NIENAWIDZĘ ICH. Są nudne, przewidywalne... Próbowałam się przemóc, nie potrafię.
.
.
.
Jesteś cudotwórcami *o*
Podchodziłam do tego opowiadania jak ostatnia idiotka. Siadłam, po pięciu wierszach zrozumiałam, o czym to jest i... Wyłączyłam stronę. Tak, ograniczam się. O gdyby nie to, że się nudziłam, pewnie do dziś bym nawet tu nie zajrzała.
A jednak.
Nuda też jest cudotwórcą xD.
Kilknęłam, przeleciałam oczami. Nuda. Ale nie jestem pięcioletnim dzieckiem, któremu wypada określać jakieś dzieło po przeleceniu oczami po paru linijkach! Więc sie zebrałam, spiełam pośladki i zaczęłam czytać.
JES-TEŚ-CIE NIE-SA-MO-WI-TE
Byłam pewna, że mi się nie spodoba. A tutaj, co proszę? Rzygam tęczą, jak widzę nowy rozdział. To wcale nie jest przewidywalne jak inne powieści i opowiadania, co w pewnej części jest zasługą Dymitra, którego brutalność i nieprzewidywalność są fantastyczne. Nigdy nie wiadomo, kiedy mu coś głupiego nie strzeli do głowy... Tak samo zombiaki. Nienawidzę, a jednak tutaj jest to ogromnym plusem. szystko jest skomplikowane... Po prostu fajne. Styl, jak zawsze, bardzo dobry. Bohaterowie - cud, miód i nutella (ogólnie przez was, Zielono Papryko (Dream i Koko, tak? xD Krótka pamięć, sorry ;.;) mam fetysz blizn. Gdzie się nie natknę na bolu Dream, to tu znajdę blizny! I zauważyłam, że podobają mi się ;.;... Robicie ze mnie zboczeńca-fetyszyste! xD
Weny, dużo weny :3.
Mam nadzieję, że ten komek wyszedł bardziej składnie od tego ,którego zostawiłam na blogu Dream... Sama tam nie ptrafię się połapać, o co mi chodzi ;.;.
Ojć widać że panu kapitanowi nie podoba się gdy Krystek zadaje się z Błażejem :D zazdrośnik :3 w sumie sama bym była zazdrosna na miejscu Dimitra, gdyby takie ciasteczko jak Krystek, zaczęło kręcić z Błażejem aww <3
OdpowiedzUsuńBoski rozdział no i nie pozostaje mi nic innego jak czytać dalej ;p