środa, 10 lipca 2013

[K111] Rozdział 5.

Karta "postacie" została uaktualniona. Zapraszamy do zapoznania się z kolejnym bohaterem :)

***

Wszedł do środka i rozejrzał się. Nikogo nie było w korytarzu, więc poszedł dalej. Krystiana znalazł dopiero we wschodnim skrzydle, gdzie mieścił się gabinet lekarki. Ze zmarszczonymi brwiami obserwował, jak chłopak puka do drzwi, a kiedy otworzył mu jakiś stary lekarz, zaczął z nim rozmawiać. Dymitr stał jednak zbyt daleko, żeby usłyszeć o czym. Lekarz nie miał zbyt sympatycznej miny, powiedział coś Krystianowi i ten z nieco zawiedzionym wyrazem twarzy usiadł na krześle, przed gabinetem lekarskim. Kiedy drzwi za lekarzem zamknęły się, Dymitr postanowił działać.
Wyszedł zza korytarza, niby pewnym krokiem kierując się w stronę gabinetu.
— Sto dwadzieścia osiem? — zapytał ostro i spojrzał na zaskoczonego Krystiana. — Co ty tu, kurwa, robisz?
Chłopak odchrząknął i wzruszył ramionami.
— Już nic — odpowiedział obojętnie, ale dopiero gdy upewnił się, że są sami. Przy ludziach by się tak nie odnosił do swojego kapitana, a na osobności nie widział potrzeby odgrywania roli przykładnego żołnierza.
— To po co tu przylazłeś? — Dymitr stanął nad nim, zakładając ręce na piersi. Zawiesił spojrzenie na Krystianie, oczekując odpowiedzi.
— By o coś zapytać — burknął. — Nic ważnego. — Jakoś nie widział sensu w opowiadaniu mu o tym, że przyszedł zapytać o Marię, ale dowiedział się, że dziewczyna została odesłana do jednej ze stref Witebska, gdyż potrzebowali tam opieki sanitarnej.
— O co? — Drążył temat Dymitr.
— Co cię tak to interesuje? — zirytował się. Też założył ręce na piersi, wbijając w niego zdenerwowany wzrok. Wkurzył się, że dziewczyny już tutaj nie ma, że wyjechała tak nagle, a jeszcze teraz denerwował go Dymitr. — Przyszedłem zapytać o Marię, okej?
— O tę białoruską dziwkę? — Dymitr roześmiał się nagle, całkowicie rozpogodzony. — Wyjechała i już chyba nie wróci — zdradził, po czym pochylił się, żeby spojrzeć Krystianowi w twarz. — Lepiej nie zawracaj sobie nią głowy. Za dwie godziny bądź w sali treningowej. Zobaczymy, jak radzisz sobie w walce wręcz. Korzystaj póki możesz z mojej… pomocnej ręki. Kiedy przyjedzie nowy oddział, będę musiał ograniczyć osobiste treningi do absolutnego minimum.
Krystian zmrużył groźnie oczy. Czuł się tak, jakby obelga na Marię dotyczyła i jego. Popchnął więc mężczyznę i prychnął:
— Wal się. Trochę szacunku dla kobiet.
Dymitr zareagował błyskawicznie. Jego ręka wystrzeliła i zacisnęła się mocno na szyi Krystiana. Uniósł go nawet kilka centymetrów nad krzesłem.
— Jeżeli jeszcze raz się do mnie tak odezwiesz, polski psie, odstrzelę ci łeb — zagroził wściekłym głosem. — Nawet się nie zawaham. Zastrzelę cię jak psa, gówniarzu.
Krystian zakasłał coś niewyraźnie, nie mogąc nawet zaczerpnąć oddechu. Jego oczy zaszkliły się pod wpływem uścisku. Zapomniał się trochę, to fakt, ale nie potrafił zdzierżyć, gdy ktoś obrażał kobiety. W szczególności takie jak Maria, które niczym sobie na to nie zasłużyły. A z Dymitra to był prawdziwy skurwysyn, więc tym bardziej nie potrafił się pohamować. A może powinien, bo to było jak igranie z ogniem.
Dymitr pchnął go na krzesła, a pod wpływem rumoru, który narobił Krystian upadając, z gabinetu wyleciał lekarz.
— Co się dzieje? — zapytał wściekły, ale kiedy zobaczył Dymitra, jego wyraz twarzy się zmienił.
— Nieposłuszny żołnierz — machnął lekceważąco ręką kapitan, wskazując na zbierającego się chłopaka. — Poradzę sobie z nim — dodał, patrząc znacząco na lekarza. Ten skinął głową i ponownie zniknął w gabinecie. — Za dwie godziny — zwrócił się do Krystiana. — Mam nadzieję, że umiesz walczyć wręcz, bo połamię ci wszystkie kości.
Zanim Krystian zdążył odpowiedzieć, odszedł. Mając ogromną ochotę wysadzić cały szpitalny budynek w powietrze.

Krystian szedł do sali treningowej z lekkim zdenerwowaniem. A gdy znalazł się przed jej wejściem i z pomieszczeń obok dobiegały do niego odgłosy prowadzonych walk przez innych żołnierzy, zaczął się naprawdę obawiać. Świetnie posługiwał się bronią, celność miał perfekcyjną, kondycję właściwie też, jednak jeżeli chodziło o walkę wręcz był, delikatnie mówiąc, kiepski. Jak był młodszy to zawsze lepiej wychodziło mu uciekanie przed starszymi kolegami lub zbieranie batów, niż ich oddawanie. Obawiał się, że tak zostało do dzisiaj.
Stanął w jasnym korytarzu i oparł się o ścianę, czekając. Wbił wzrok w trzeszczącą jarzeniówkę, która oświetlała pomieszczenie, gdyż nie było tu okien. Znajdowało się tu kilka brązowych, dwuskrzydłowych drzwi, prowadzących do sal treningowych. Na dwa zespoły przypadała jedna taka sala, aby w razie co, kapitan w każdym momencie mógł przeprowadzić ćwiczenia walki wręcz, które, wbrew pozorom, bardzo przydawały się w walce z nieumarłymi. Ich salą była ta z numerem trzy, jednak Dymitra jeszcze nigdzie nie było. Minęło pięć minut. I kolejne, a mężczyzny jak nie było, tak nie było. Krystian rozważał już nawet opcję pójścia sobie, gdy nagle w końcu korytarza zobaczył postać swojego kapitana.
Dymitr bynajmniej nie uśmiechał się do niego. Wciąż był wściekły i wyglądał co najmniej jakby chciał kogoś zabić. Krystian nagle pożałował, że żaden zarażony nie zładował się w pobliżu.
— Do środka — przywitał go. Kiedy weszli do sali i zamknęli za sobą drzwi, zrzucił płaszcz i spojrzał zirytowany na chłopaka. — Na co czekasz? Trzydzieści pompek! — syknął, ale, ku zaskoczeniu Krystiana, sam również opadł na podłogę i w ekspresowym tempie zaczął wykonywać pompki.
Chłopak zdjął swoją wojskową kurtkę i zostając w samym białym podkoszulku, również opadł na podłoże i zaczął unosić się i opadać. Skrzywił się nieco, gdyż szło mu wolniej od Dymitra. Ręce wciąż miał obolałe po wczorajszym wspaniałomyślnym treningu rosyjskiego kapitana. Miał wrażenie, że są z waty.
Nie wiedział, jak długo robili te pompki. Przestał liczyć po stu dwudziestu, bo już wtedy myślał, że jego mięśnie z zakwasami nie wytrzymają. Ale nie przerywał, nie chciał jeszcze bardziej narażać się Rosjaninowi.
Dymitr dopiero po jakimś czasie w końcu wstał i ponownie zaczął się rozgrzewać. Wymachiwał rękami, naciągał mięśnie przedramion, później biodra (chociaż wyglądał naprawdę głupio i Krystian o mało się nie roześmiał) i nogi.
Chłopak podniósł się i przez chwilę poudawał, że także rozgrzewa mięśnie. Właściwie, to nie widział sensu w przygotowywaniu się do tego. I tak dostanie od niego wpieprz, nie miał co się łudzić. Wiedział, że jest beznadziejny.
Dymitr dopiero po dziesięciu minutach był gotowy. Nie komentował, kiedy widział, że Krystian tylko symuluje, że ćwiczy. Nie obchodziło go, w jakim stanie skończy chłopak.
Zaatakował bez ostrzeżenia, błyskawicznie powalając Krystiana na ziemię. Kopnął go, kiedy ten próbował się podnieść.
— Wstawaj — warknął po rosyjsku, już przygotowując się do następnego ciosu. Chciał się wyżyć, odreagować całą swoją złość, zarówno na tego chłopaka, jak i na dowództwo, które uznało, że Dymitr jednak nie wywiązał się należycie ze swoich obowiązków. Dlatego zginął jego oddział. Jakby tego było mało, generał znający jego ojca, zdecydował, że ten powinien dowiedzieć się o wszystkich porażkach syna. Jego wizyta w laboratorium pod Witebskiem była nieunikniona.
— Ze względu na twojego ojca daję ci ostatnią szansę, Dymitrze — powiedział generał, który dowodził całym laboratorium. — To już twój trzeci oddział. Jeżeli go również zniszczysz, nie będziesz mógł tu już dłużej zostać.
Dymitr nie dał Krystianowi czasu na reakcję, powalił go znowu, tym bardziej boleśniej niż poprzednio. Chłopak wydał zduszony krzyk, kiedy jego ciało uderzyło o twardą matę.
Chciał się obronić, ale gdy tylko wyciągał ręce, żeby zaabsorbować cios, ten już nadchodził. Jego reakcje były spóźnione, więc Dymitr robił z nim, co chciał. Turlał się po tej macie od jednego kopniaka do drugiego, by po chwili zostać przyciśniętym do podłoża, twarzą w stronę podłogi i mieć mocno, boleśnie wręcz wykręconą rękę. Przez sekundę miał wrażenie, że coś mu tam pęka, gdy nagle uścisk zelżał.
— Jesteś beznadziejny — powiedział Dymitr, patrząc na niego z góry. Krystian podniósł się do siadu, oddychając ciężko i ścierając krew z kącika ust. Nie odpowiedział, zignorował go, całą swoją uwagę poświęcając oglądaniu mocno zaczerwienionej ręki. Nie wiedział, że to tylko bardziej rozwścieczy kapitana.
Dymitr uderzył go w twarz. Jego pięść spadła prosto na policzek Krystiana, który aż przechylił się w bok pod siłą ciosu. Kapitan usiadł na nim i po raz kolejny tego dnia złapał za gardło.
— Jak chcesz przeżyć, kiedy nawet nie umiesz się obronić? — zasyczał, uderzając nim o podłogę. — Bez broni jesteś nikim!
Krystianowi aż pociemniało przed oczami od siły uderzenia. Zacisnął powieki, oddychając ciężko.
— Wiem — powiedział tylko i spróbował się podnieść. Miał wrażenie, że zaraz tu zwymiotuje i tak zakończy się ich trening. Albo nie, zwymiotuje, a po tym Dymitr połamie mu wszystkie kości.
Dymitr nie zwrócił uwagi ani na to, co powiedział chłopak, ani tym bardziej na to, w jakim znajdował się stanie. Czuł tylko agresję, ślepą furię kotłującą mu się pod czaszką. Uderzył Krystiana jeszcze raz i jeszcze. Dopiero po chwili zorientował się, że ten stracił przytomność.
— Shlyukha! — krzyknął, podnosząc się gwałtownie. Gdyby zabił i Krystiana, mógłby czyścić doki i pożegnać się z armią. Odetchnął głośno, starając się uspokoić. — Cholerny Polak — powiedział i splunął obok wciąż nieprzytomnego Krystiana. Nie zaniesie go teraz przecież do szpitala, nie w takim stanie. Może się sam obudzi? Nie oberwał chyba za bardzo? Wymiękał po kilku ciosach Dymitra? Co z niego był za facet?
W końcu, kiedy chłopak wciąż nie okazywał żadnych oznak życia, Dymitr, już nieco bardziej spokojny, podszedł do niego i uklęknął przy głowie Krystiana. Z ust ciekła mu krew. Złapał go za podbródek i nie za bardzo wiedział, co powinien dalej zrobić. Zawodowo zajmował się raczej odbieraniem życia, nie jego ratowaniem. Postanowił, że uniesie powieki Krystiana. Najpierw spróbował z jedną, później z drugą. Zdało się to na tyle, że zobaczył jedynie kawałek białka. Poklepał Krystiana po policzku, nadal nic. W końcu bardziej sfrustrowany niż wściekły starł krew z jego brody.
— Ej, Krystian, obudź się, do cholery — powiedział i potrząsnął nim lekko.
Chłopak momentalnie zachrząkał i przewrócił na bok, kuląc się. Powoli otworzył oczy i wbił zamglone, zdezorientowane spojrzenie w kolano Dymitra. Nie wiedział, co się stało. Miał tylko uczucie, jakby przejechał po nim co najmniej czołg i jakby miał zgniecione gardło.
— Ja pierdziele — przeklął Dymitr — ale z ciebie ciota — sapnął, chociaż był szczęśliwy, że jednak nie zabił Krystiana. — Żyjesz? — zapytał jeszcze dla pewności.
Chłopak spojrzał na niego z dołu, chwilę milcząc, zupełnie jakby nie mógł zrozumieć pytania. Ostatecznie kiwnął głową i spróbował się podnieść, jednak wtedy jego wszystkie mięśnie odmówiły współpracy i po prostu runął na podłogę.
— Nienawidzę cię — wychrypiał cicho, jednak nie na tyle, aby Dymitr nie mógł tego usłyszeć.
Ten prychnął, patrząc na jego próby podniesienia się. Nie zrobił nic, żeby mu pomóc.
— Nie sądziłem, że jesteś taki gówniany w walce wręcz. Jak udało ci się przeżyć tyle czasu? Nie byłeś w stanie nawet zareagować, kiedy cię atakowałem.
Krystian gdyby mógł, zapewne wzruszyłby ramionami, ale aktualnie próbował podnieść się do siadu, co w końcu się jednak udało. Westchnął, ocierając twarz z krwi.
— Zawsze miałem broń. No i szybko biegam, to zazwyczaj wystarcza — wycharczał.
Dymitr prychnął, kręcąc głową. Wstał i podniósł z ziemi swój płaszcz.
— Jutro przyjeżdża nowy oddział. Przygotuj się na zbiorowy trening wieczorem. Nie dostaniesz taryfy ulgowej — powiedział, po czym wyszedł z sali, mocno trzaskając drzwiami.
Krystian podniósł się na chwiejnych nogach i podszedł do swojej kurtki, wyklinając w myślach Dymitra. Nie miał pojęcia, w jaki sposób dojdzie do bloku czwartego i czy przypadkiem po drodze nie zemdleje albo się nie zrzyga. Na jego szczęście jakoś udało mu się tam doczłapać, a i nawet nie wzbudzał większych podejrzeń. Niektórzy tylko patrzeli na niego, uśmiechali się pod nosami i to byłoby na tyle. Jednak, kiedy znalazł się w pokoju, runął na łóżko i po prostu zasnął.

Po zebraniu, które zwołała generał Fiodorow, Dymitr musiał załatwić jeszcze kilka formalności. Z samego rana miał wyjechać po swój nowy oddział. Dowództwo niepokoiło się napiętą sytuacją w Witebsku, zmniejszającymi się strefami niezakażonymi, niespodziewaną aktywnością nieumarłych i niepokojącymi wieściami z innych części Europy. Na razie żadna z baz nie zbliżyła się do opracowania szczepionki na K111, każde badania prowadziły donikąd. Naukowcy nie potrafili zinterpretować wyników testów, które kłóciły się z normami. Ludzie byli bezsilni, a sytuacja powoli zaczęła wymykać się spod kontroli nawet wojsku. Dymitr podejrzewał jednak, że coś jest nie tak, dowództwo nie zdradzało wszystkiego, może wiedzieli coś, czego nie chcieli ujawniać.
Dopiero późnym wieczorem poszedł do budynku czwartego. Przed pójściem do siebie, zajrzał jeszcze do pokoju jednostki. Krystian spał w najlepsze, nawet nie obudził się, kiedy Dymitr podszedł bliżej. Kapitan stanął nad nim, w milczeniu obserwując jego spokojną, posiniaczoną twarz. Przypomniał sobie ich ostatnią wizytę w Witebsku, dziwnego zombie, które najpierw zaczaiło się, żeby później z zaskoczenia zaatakować Krystiana. Nieumarła była szybka, bardziej zdecydowana, chociaż działała instynktownie, w jej ruchach widać było pewnego rodzaju precyzję, może doświadczenie. Dymitr wciąż się nad tym zastanawiał, ale nie potrafił dojść do żadnych konkretnych wniosków. Krystian też zauważył, że coś z tym zombie było nie tak. Ale dowództwo zbagatelizowało tę informację, naukowcy uznali, że to tylko przywidzenia Dymitra. Zarażeni nie mogą myśleć, ich działanie nastawione jest na rozprzestrzenianie wirusa, nie przemyślane atakowanie przeciwników.
Dymitr pochylił się nad Krystianem i poklepał go mało subtelnie po policzki, zmarszczył brwi, kiedy chłopak nawet nie drgnął. Chyba nie umarł, pomyślał rozdrażniony, szturchając go.
— Obudź się — warknął, poirytowany.
Jedyną odpowiedzią, jaką dostał, było lekkie zmarszczenie brwi. I nic więcej, Krystian ani się nie poruszył, ani ciężej nie odetchnął, o przebudzeniu nawet nie wspominając.
— Kurwa — syknął, zaczynając już naprawdę myśleć, że zabił chłopaka. Może rzeczywiście przesadził w treningiem? Trochę go poniosło, fakt, ale żeby to był od razu powód, żeby ten głupi Polak umierał? Pewnie teraz specjalnie robi mu na złość i udaje, że śpi.
— Myślisz, że się przejmę? — warknął, po czym aż uśmiechnął się, kiedy do głowy wpadła mu pewna myśl. Jakiś szeregowy będzie z niego kpił? On już mu pokaże!
Wyszedł szybko z pomieszczenia i wrócił po kilku minutach z wiadrem zimnej wody. Uśmiechnął się do siebie i chlusnął nim prosto we wciąż pogrążonego we śnie Krystiana.
Chłopak momentalnie poderwał się do siadu, otwierając szeroko oczy, przerażony nagłym atakiem. Rozejrzał się dookoła, natrafiając spojrzeniem na zadowolonego Dymitra z wiadrem w rękach. Szybko zrozumiał, o co chodzi i, ku zdziwieniu mężczyzny, nagle parsknął śmiechem.
— Ja pierdole, ty jednak jesteś pojebany — powiedział rozbawiony, ocierając dłońmi twarz z wody. Skrzywił się lekko, gdy dotknął siniaka na szczęce.
Dymitr zmarszczył brwi i rzucił wiadro na podłogę.
— Już myślałem, że nie żyjesz.
— Gdybym zdechł, zrobiłbym ci przysługę, a denerwowanie ciebie to moje nowe hobby. — Wzruszył ramionami, rozglądając się dookoła. Nie miał pojęcia, co teraz zrobi z tą przemoczoną pościelą. Gdzie to ma wywiesić?
Dymitr westchnął ciężko, opadając na wolne łóżko, na którym kiedyś spał Heinz. Kiedy jeszcze był człowiekiem, oczywiście. Nigdy nie przyznałby się przed chłopakiem, że dowództwo nie byłoby zachwycone, gdyby go zabił. Generał Fiedrow jasno dał mu do zrozumienia, że nie podoba mu się, jak małą wagę Dymitr przywiązuje do ludzkiego życia, do życia żołnierzy. Gdyby dowiedział się o tym, że go pobił swojego jedynego uchowanego przy życiu szeregowego, na pewno by go wywalił z laboratorium. Nawet, jeżeli ten głupi Polak sam był sobie winny.
Dymitr zaczął grzebać w kieszeni płaszcza, wyciągnął z niego paczkę tabletek przeciwbólowych.
— Masz — rzucił je w Krystiana. — Żebyś jutro nie stękał jak ciota.
Chłopak spojrzał na nie wyraźnie zdziwiony. Nigdy by się nie spodziewał, że Dymitr mógłby mu coś takiego przynieść. Był przekonany, że sam będzie zmuszony poczłapać wieczorem do bloku szpitalnego i o nie prosić. Nie wiedział tylko, że Dymitr nie chciał, aby chłopak tam się pokazywał. Wtedy lekarze odnotowaliby w jego karcie przekazanie mu tych tabletek, a może i nawet wzięli na badania.
— Dzięki — powiedział i nie myśląc wiele, otworzył opakowanie wyciągając jedną tabletkę. Po chwili namysłu wziął też drugą i włożył sobie je do ust, połykając. Wstał z mokrego łóżka i ignorując wpatrującego się w niego Dymitra, ściągnął przemoczony podkoszulek i pochylił się do szafy, jaka znajdowała się pod jego posłaniem, aby wyciągnąć czyste i, co najważniejsze, suche ubranie.
Dymitr obserwował go przez chwilę w milczeniu, po czym nagle odezwał się cicho.
— Będziemy musieli jechać do Witebska za trzy dni. Strefy z niezarażonymi ludźmi się pomniejszają.
Chłopak spojrzał na niego, po czym naciągnął na siebie podkoszulek. Nie powiedział nic o swoim przeczuciu, że trzy dni mu nie wystarczą, aby wyleczyć wszystkie siniaki, których nabawił się od Dymitra i które przeszkadzają mu w poruszaniu się.
— Nie powinno być źle. Jak stacjonowałem w Warszawie, poszerzanie stref było jednym z lepszych zajęć. — Wzruszył ramionami. — Gorsze jest ich wyznaczanie, straciliśmy pół oddziału na odratowywaniu jednej z dzielnic. — Właściwie to nie wiedział, dlaczego mu o tym powiedział. Po prostu, może nie chciał z nim siedzieć w milczeniu, a może swoimi wspomnieniami chciał też nakłonić go do mówienia. Chociaż z drugiej strony, po co mu wiedzieć cokolwiek o Dymitrze? Nawet nie lubił tego faceta.
— To logiczne — powiedział Dymitr już w nieco lepszym humorze. — Wasi generałowie w Polsce są jak rosyjscy szeregowi. Nie mają pojęcia, czym jest prawdziwe wojsko — stwierdził, jakby sam kilka dni temu nie stracił prawie całego oddziału.
— Masz jakąś manię wyższości rosyjskiego narodu nad innymi, czy co? — zapytał, unosząc brwi i wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
Dymitr nie odpowiedział, bo uznał, że odpowiedź jest raczej oczywista. Wstał i skierował się do drzwi. Zanim wyszedł zatrzymał się na chwilę, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu wyszedł bez słowa.

Krystian miał stawić się na zbiórkę o dziewiętnastej. Gdy wyszedł na plac, dopiero podjechał ciemny, opancerzony autobus, z którego wysiadł Dymitr. Mężczyzna spojrzał tylko na niego obojętnie i zaczął krzyczeć na nowych, aby się pospieszyli, bo nie mają całego dnia.
Niemal od razu przypomniało mu się, jak sam tu pierwszy raz przyjechał i jaki był przestraszony. Uśmiechnąłby się krzywo pod nosem, gdyby nie rana na wardze i bolący polik. Wtedy myślał, że jak nic, zginie tu już drugiego dnia. A jednak, pomimo dziwnego usposobienia Dymitra, jeszcze żył. Co prawda ledwo co się ruszał, ale na razie nie zapowiadało się na to, aby jego kapitan chciał go zabić.
Z autokaru wychodzili kolejni szeregowi, kierując się na plac główny. Dymitr szedł na przedzie, poirytowany odpowiadając jakiemuś nadgorliwemu szeregowemu. Krystian uśmiechnął się złośliwie, widząc to. Żołnierzom zajęło chwilę zgromadzenie się na placu. Niektórzy patrzyli nieufnie na Krystiana, inni całkowicie go ignorowali.
— Znajdujemy się w jednym z laboratoriów Międzynarodowej Organizacji Państw Zjednoczonych. Naukowcy pracują tutaj nad antidotum na wirus K111 — zaczął Dymitr, ale Krystian nie zwracał na niego uwagi. Obejrzał się do tyłu, kiedy usłyszał swój ojczysty język.
— Co za skurwiel — mruknął cicho młody mężczyzna.
Krystian zmierzył wysoką sylwetkę zaciekawionym spojrzeniem. Obserwowany przez niego szeregowy również zwrócił uwagę na niego, a raczej na flagę, jaką miał na ramieniu.
— Poczekaj jeszcze chwilę, a zabraknie ci słów na wyklinanie go — odparł szeptem, tak aby Dymitr nie usłyszał.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego lekko. Miał ładny, szeroki uśmiech i dołeczki w policzkach.
— Czuję, że wpakowałem się w prawdziwe bagno. Gdybym wiedział, że ten rusek będzie kapitanem, chyba wolałbym zostać zombie.
— Na to zawsze będziesz mieć czas — odpowiedział, również się uśmiechając. Nie wiedzieć czemu, ulżyło mu, gdy usłyszał swój ojczysty język. Tego rosyjskiego i angielskiego powoli zaczynał mieć dosyć.
Odwrócił się z powrotem, przodem do Dymitra, który chyba zauważył jego poruszenie, bo spojrzał najpierw na niego, a później na szczerzącego się Polaka za nim.
Kapitan mówił dokładnie to, co wtedy, gdy Krystian tu przyjechał. Budził w szeregowych takie samo wrażenie, jak wtedy wzbudził na jego oddziale. Gdy skończył, odesłał wszystkich do dyżurki. Żołnierze zaczęli się rozchodzić i on też miał zamiar odejść do bloku czwartego, a następnie do sali, w której mieszkał, gdy poczuł, jak ktoś go złapał za łokieć. Odwrócił się, patrząc na piegowatą twarz szeregowego.
— Jestem Błażej — przywitał się nowy i, jakby z zakłopotaniem, podrapał się po swojej jasnej brodzie. Miał naprawdę ładny uśmiech. — Będziemy w jednym oddziale, no nie?
Krystian nie mógł nie odpowiedzieć na jego szczery uśmiech.
— Tak. — Pokiwał głową. — Krystian — odpowiedział. — Skąd jesteś?
— Z Katowic, a ty? W ogóle czemu jesteś taki poobijany? Jakieś zombie cię tak urządziło, czy to ten ruski laluś? Sprawia wrażenie twardego, ale pewnie przy najbliższym niebezpieczeństwie ucieknie aż się będzie kurzyło — mówił beztrosko Błażej, gestykulując rękami. Był taki pełen życia, że można było odnieść wrażenie, jakby apokalipsa i zagrożenie K111 go zupełnie ominęło.
— Warszawa — odpowiedział, zaskoczony szybkością, z jaką Błażej wyrzucał z siebie słowa. — No, można powiedzieć, że lepiej radzę sobie z bronią niż z walką wręcz i kapitan to wykorzystał — odpowiedział, wzruszając ramionami.
— Pff! Dupek! Jak chcesz, mogę pokazać ci kilka chwytów. Ćwiczyłem kiedyś karate. Nie chwaląc się, mam nawet czerwony pas. — Wyszczerzył się do niego i zabawnie poruszał brwiami. — Pod warunkiem, że pokażesz mi, co i jak na tym zadupiu. Wywieźli mnie na jakieś białoruskie stepy i dali karabin do ręki. Masakra jakaś!
— Nie no, jasne — odpowiedział Krystian, wciąż nie mogąc przyzwyczaić się do radosnego usposobienia tego faceta. — To chodź najpierw do dyżurki. Dowiesz się jak masz na imię i gdzie śpisz. Ja na przykład jestem sto dwadzieścia osiem be — parsknął. — Lepiej zapamiętaj.
— I ten ruskowaty laluś tak się do ciebie zwraca? — roześmiał się Błażej. — Sto dwadzieścia osiem be! — ostatnią sylabę udało mu się beknąć.
Krystian zaśmiał się, słysząc to. Weszli razem do dyżurki i ustawili się w kolejce.
— No, to są nasze imiona, nie słyszałeś go przed chwilą? — zapytał, unosząc prawą brew, którą przecinała blizna. — Sam się ubiegałeś o dostanie się tu, czy zostałeś zesłany?
— Zesłany. Myślisz, że dobrowolnie wyjechałbym na takie zadupie? Nigdy w życiu.
Krystian pokazał Błażejowi pokój, oprowadził go na ile mógł po udostępnionych obszarach laboratorium i nawet się nie obejrzał, a zastał ich wieczór. Błażej okazał się świetnym kumplem — zabawny, przebojowy, pełen energii, na pewno nie można było się przy nim nudzić. Co chwila opowiadał Krystianowi jakieś historie, okraszając je swoimi komentarzami.
Problem pojawił się dopiero, kiedy przyszła pora wieczornej toalety.
— Nie idziesz się kąpać? — zapytał Błażej, zrzucając z siebie koszulkę. Krystian zapatrzył się na jego tors.
Chłopak odchrząknął, dobrze wiedząc, że teraz, gdy nie ma już łazienki na własność, musi uważać. W końcu znowu będzie się roiło tam od przyjemnie umięśnionych, męskich ciał.
Pokręcił głową.
— Nie, poczekam, bo na razie jest tam za tłoczno. Wolę się kąpać jako ostatni — powiedział i miał nadzieję, że Błażej nie będzie dociekać.
Ten uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i wzruszył ramionami. Wychodząc mrugnął w stronę Krystiana i zostawił go samego.
Dopiero kiedy wszyscy wrócili do sali (Błażej z mokrymi włosami, owinięty tylko w szary ręcznik, który, cholera jasna, jeszcze mu spadł, kiedy szukał w torbie ubrań), Krystian w końcu zdecydował się wykąpać. Zignorował spojrzenia niektórych szeregowych, nie zwrócił uwagi na porozumiewawcze uśmieszki między nimi, po prostu wyszedł z sali i odetchnął kilka razy. Cholera, cholera. Cholera. Czemu Błażej musiał być takim seksownym blondynem? Niestety nie mógł sobie odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy wszedł do łazienki inny blondyn już się rozbierał. Biedny Krystian nie miał chwili wytchnienia.
Nie potrafił nie otaksować Dymitra spojrzeniem. Zawiesił swój ręcznik na haczyku i korzystając z tego, że mężczyzna go jeszcze nie zauważył, stanął, patrząc na jego zgrabne pośladki. Dopiero kiedy zrobiło mu się nieprzyzwoicie gorąco ruszył do natrysku, puszczając zimną wodę i uspokajając się powoli.
— Co to za pies zaczął się z tobą zadawać? — usłyszał nagle głos Dymitra, niby znudzonego całą sytuacją, niby przez przypadek włączającego natrysk zaraz obok prysznica Krystiana.
Chłopak spojrzał na niego, zapatrując się na jego szeroką klatkę piersiową. Kurwa, przeklinał w myślach, dlaczego ten sukinsyn musiał być taki seksowny? Nie chcąc myśleć o jego walorach, zaczął się szybko myć.
— Przystojny co? — zapytał, uśmiechając się lekko. — Jak na Polaka przystało. — Kątem oka uważnie go obserwował, wyczekując reakcji.
— Przystojny? — Dymitr spojrzał na niego groźnie. — Widziałeś jego uszy? Jakby w dzieciństwie go matka za nie wieszała. Nawet mnie nie rozśmieszaj — prychnął i przeczesał kilka razy ręką mokre już włosy. Obejrzał się na drzwi, po czym zbliżył nieco do Krystiana. Dotknął jego ramienia torsem.
Chłopak spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
— Przez nie wygląda jeszcze bardziej seksownie. Byś zobaczył jego — w tym momencie położył dłoń na klatce piersiowej Dymitra — klatę.
Dymitr prychnął i pochylił się nad Krystianem, kładąc dłoń na jego karku.
— To na widok mojej ci staje — powiedział arogancko.
Chłopak uśmiechnął się, przesuwając powoli, wręcz drażniąco dłonią w dół. Zatrzymał się przy pępku, okrążając go, a następnie zsunął niżej, na nasadę penisa mężczyzny.
— Och, uwierz, że na jego też — odparł, łapiąc na wpół twardego członka w rękę. — Z chęcią bym mu obciągnął — kontynuował, uśmiechając się nieco złośliwie kątem ust.
Dymitr prychnął, łapiąc nagle jego dłoń i wykręcając ją sprawnie.
— On jest tylko marnym szeregowym, ja mam do zaoferowania znacznie więcej, głupi Polaku — powiedział niskim, ostrzegawczym głosem. Oddychał ciężko, przeszywając Krystiana spojrzeniem.
Chłopak uniósł brwi, nie potrafiąc powstrzymać lekkiego uśmiechu cisnącego mu się na usta.
— Tak? — zapytał z powątpiewaniem. — Co niby? Błażej też ma sporego kutasa. — Wzruszył ramionami.
Dymitr zmarszczył brwi, ale uśmiechnął się kącikiem ust. Pochylił się nad Krystianem, jakby chciał go pocałować. Nie zrobił tego jednak. Zamiast tego powiedział:
— Pytanie, czy potrafi się nim posługiwać.
Krystian przysunął się do niego jeszcze bliżej, tak że ich nosy stykały się delikatnie ze sobą.
— Sprawdzę i ci powiem, okej?
Dłoń Dymitra zacisnęła się mocniej na jego nadgarstku.
— Nie — powiedział po prostu, stanowczo i pewnie. Władczo. Zanim Krystian zdążył odpowiedzieć, pocałował go namiętnie, przyciskając do ściany. — Nic nie będziesz sprawdzał — dodał, kiedy odsunął się odrobinę, oddychając ciężko po pocałunku.
Krystian spojrzał na niego zdziwiony z uchylonymi ustami.
— Na razie mam ciebie — powiedział chłopak do Rosjanina, przesuwając wolną ręką po jego twardym i dobrze umięśnionym ramieniu. — Miejmy nadzieję, że mi wystarczysz. — Uśmiechnął się. Bawiło go to, jak Dymitr był zazdrosny. Najwidoczniej musiał zacząć traktować go jak swoją własność i duma mu nie pozwalała, aby Krystian spojrzał na kogoś innego. Jednak z drugiej strony miał świadomość, że coś takiego może być niebezpieczne. W końcu Dymitr był nieobliczalny.
— Co do tego nie mam wątpliwości. A teraz — zrzucił coś z niewielkiej półki — podnieść mydło, Krystian.
Chłopak spojrzał na kostkę mydła z szybko bijącym sercem. Czuł, że mimo chłodnej wody, która na nich leciała, robi mu się coraz goręcej. Czerwony na twarzy, podniósł wzrok na uśmiechniętego Dymitra i nie zastanawiając się już dłużej, schylił się, wypinając pośladki. Mężczyzna momentalnie złapał go za biodra, uśmiechając się. O tak, tego dzisiaj potrzebował. Solidnego pieprzenia z tym pyskatym chłopakiem. Przełknął szybko, patrząc z góry na wypięty w jego stronę tyłek. Mógł zrobić teraz cokolwiek zechciał, Krystian był na niego całkowicie otwarty i uległy. Wsunął w jego palec i został nagrodzony cichym stęknięciem. Po chwili dodał kolejny, ułożył je jeden pod drugim i zaczął rozciągał Krystiana, sprawnie manewrując ręką.
— Podaj to mydło — warknął do niego, schylając się, żeby odebrać mydło. Namydlił ręce i ponownie wsunął palce w Krystiana, drugą ręką, zaczął się stymulować.
Chłopak oparł się rękoma o ścianę, żeby nie runąć na ziemię. Czuł, jak palce mężczyzny zagłębiają się w niego i dotykają prostaty, stymulując go od wewnątrz. Nie wiedział dlaczego wciąż miał taką ochotę na tego faceta, przecież rano już się pieprzyli, a mimo to wciąż czuł niedosyt.
— Zastanawiam się — wychrypiał, wypinając pośladki jeszcze bardziej w stronę mężczyzny — czy… — odwrócił głowę, patrząc na Dymitra — „panie kapitanie, zerżnij mnie” wystarczy, abyś zabrał mnie do pokoju, bo po tym co mi dzisiaj zrobiłeś, nie dam rady na stojąco.
Dymitr aż sapnął, zaskoczony. Tak, z pewnością wystarczyło.
— Wstawaj. — Udało mu się wychrypieć przez zaciśnięte gardło. Krew szumiała mu w uszach. Myślał tylko o jednym, żeby w końcu zerżnąć Krystiana.
Przeczesał ręką mokre włosy, starając się uspokoić.
— Pośpiesz się — rzucił, zbierając pośpiesznie swoje rzeczy i nawet nie przejmując się wytarciem czy ubraniem, wyszedł pośpiesznie na korytarz.
Krystian odetchnął ciężko, zakręcił wodę i owinął się ręcznikiem, zabierając swoje rzeczy. Ruszył zaraz za nim i wszedł do pokoju. Tym razem paliło się tu światło. Więc Dymitr nie ma zamiaru robić tego po ciemku, przemknęło mu przez myśli, kiedy mężczyzna zamknął za nim drzwi. Odłożył rzeczy na podłogę razem z ręcznikiem. Stanął nagi na samym środku pokoju, zakładając ręce na klatce piersiowej.

— I co teraz, panie kapitanie? — zapytał, unosząc brwi.

12 komentarzy:

  1. Ach, klasyczna scena z mydłem, jak słodko. XD Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale lubię tę sadystyczną i dumną stronę Dymitra.
    A, właśnie, tak z ciekawości, czyta się K jeden jeden jeden czy K sto jedenaście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ka sto jedenaście :)

      Tak, Dymitr potrafi być chamem, no ale jak można go nie kochać? :D

      Usuń
  2. Trochę się przestraszyłam, jak Dymirt tak go zlał, ale dzięki Bogu skończyli w jednym łóżku C:
    Na "nową postać" spojrzałam przed czytaniem. Jak już zaczęłam czytać to po prostu wyczekiwałam Błażeja xd Cały dialog z zazdrosnym Dymitrem o "Polaka 2" mnie rozbawił. Po prostu czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Dymitra! On jest wspaniały, uwielbiam tą jego władczość. A dodatkowo jest zazdrosny o Krystiana, do czego się oczywiście nie przyzna. Ale scena w łazience boooska.
    Podoba mi się to jak panowie na siebie działają. Mam dziwne wrażenie, że kiedyś zostaną przyłapani, może przez Błażeja? Ciekawe jak to się potoczy.

    Szczerze? Nie lubię Błażeja. Ma w sobie takie coś co mnie do niego zniechęca. Może, dlatego, iż mam dziwne przeczucie, że będzie chciał zdobyć Krystiana? Ale on pasuje TYLKO do Dymitra..
    Jak ja bym chciała kolejny rozdział. Mam taką prośbę/pytanie. Czy mogłybyście ustalić jeden dzień w tygodniu, którego będziecie dodawały rozdział? Bo z tego co mi się wydaje to skończyłyście pisać, prawda? A tak w ogóle ile rozdziałów wyszło?


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie ma możliwości, żebyśmy ustaliły konkretny dzień tygodnia, bo, szczerze mówiąc, nie wiadomo kiedy wezmą nas chęci na sprawdzanie rozdziałów :) Z tym to jest bardzo ciężko, bo niby opowiadanie skończone, ale nasza współpraca nie ;)

      A co do rozdziałów, nie jestem pewna ile K111 będzie ich miało, bo zwyczajnie dzielimy tekst dopiero podczas sprawdzania, ale mogę zdradzić, że stron w Wordzie wyszło naprawdę bardzo, bardzo dużo :)

      Usuń
  4. Witam,
    haha Dymitr można powiedzieć, że zazdrosny, ale jak tak mógł biednego Krystiana potraktować, chociaż lubię tą jego wredną naturę.... no i klasyczna scenka z mydłem ;] ciekawe co teraz zdarzy się w tym pokoju ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. super opowiadanie!!! weź no, proszę o następny rozdzialik!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdrosny Dymitr jest niesamowicie uroczy xD Mam tylko nadzieję, że nie będzie się za bardzo wyżywał na Błażeju - co prawda nie polubiłam go jeszcze za bardzo, ale szkoda by było chłopa.
    Czy w najbliższym rozdziale będziemy mogli liczyć na jakieś zombiaki? Trochę mi ich brakuje :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Początkowo byłam nieco sceptycznie nastawiona do tego opowiadania, nie przepadam bowiem jakoś szczególnie za postapokaliptycznymi klimatami, szczególnie z zombi tle, ale zaryzykowałam i nie żałuję. Twoje opowiadanie jest po prostu genialne. Starcie dwóch tak skrajnie różnych charakterów i nieustanna walka między bohaterami już jest fascynująca, a do tego całość pięknie i spójnie osadzona w wykreowanych przez Ciebie realiach, po prostu cudo. W Dymitrze zakochałam się w momencie, w którym wyciągnął awanturników z autokaru i zastrzelił Murzyna, nie mam nic do czarnoskórych, ale komentarz kapitana był bezcenny. Z kolei Krystian jest przesłodkim pyskaczem o niewyparzonym języku, który zawsze musi mieć ostatnie zadanie. Połączenie takich charakterów musi zaowocować czymś spektakularnym, szczególnie, że atmosferę podkręca nierówność statusu i napięcie w wojsku. Wprowadzenie kolejnej postaci było świetnym pomysłem, szczególnie, że zazdrosny Dymitr to taki tygrys, mmmrrraaauuu :D. Mam tylko nadzieję, że Błażejowi pozwolisz pożyć odrobinę dłużej niż poprzednim kompanom Krystiana.
    Co do samego rozdziału to świetny, sadystyczne zapędy Dymitra są cokolwiek niepokojące, ale mam nadzieję, że znajdzie jakiś sposób by wynagrodzić to poszkodowanemu :).

    Jestem ciekawa czy Ty też, tak jak Dymitr, masz jakieś ulubione określenie, które zmiękcza Toją wolę i za pomocą którego będziemy mieli szansę przekonać Cię do szybszej publikacji kolejnego rozdziału? Bo przerywanie w takim momencie powinno podpadać pod paragraf i być ścigane z urzędu ;).

    Na zakończenie gratuluję świetnego pomysłu i równie dobrego wykonania, bowiem styl jak in język, którym się posługujesz jest na najwyższym poziomie.

    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    pozdrawiam
    kot_w_butach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tak długi komentarz :) Dla takich aż chce się dalej pisać.
      Ja niestety ulubionego określenia nie mam, także chyba musicie po prostu czekać, aż wezmę się za poprawianie kolejnych rozdziałów ;)
      Cieszę się, że zarówno pomysł, jak i mój styl Ci się spodobał. Oby tak było do końca K111 ;D

      Usuń
  8. Czuję się spełniona, skomentowałam bloga Dream, czas na to :3.
    Nie lubię rozrywki (książek, filmów, anime itd) związanych z gore i zombie. Phi! NIENAWIDZĘ ICH. Są nudne, przewidywalne... Próbowałam się przemóc, nie potrafię.
    .
    .
    .
    Jesteś cudotwórcami *o*
    Podchodziłam do tego opowiadania jak ostatnia idiotka. Siadłam, po pięciu wierszach zrozumiałam, o czym to jest i... Wyłączyłam stronę. Tak, ograniczam się. O gdyby nie to, że się nudziłam, pewnie do dziś bym nawet tu nie zajrzała.
    A jednak.
    Nuda też jest cudotwórcą xD.
    Kilknęłam, przeleciałam oczami. Nuda. Ale nie jestem pięcioletnim dzieckiem, któremu wypada określać jakieś dzieło po przeleceniu oczami po paru linijkach! Więc sie zebrałam, spiełam pośladki i zaczęłam czytać.
    JES-TEŚ-CIE NIE-SA-MO-WI-TE
    Byłam pewna, że mi się nie spodoba. A tutaj, co proszę? Rzygam tęczą, jak widzę nowy rozdział. To wcale nie jest przewidywalne jak inne powieści i opowiadania, co w pewnej części jest zasługą Dymitra, którego brutalność i nieprzewidywalność są fantastyczne. Nigdy nie wiadomo, kiedy mu coś głupiego nie strzeli do głowy... Tak samo zombiaki. Nienawidzę, a jednak tutaj jest to ogromnym plusem. szystko jest skomplikowane... Po prostu fajne. Styl, jak zawsze, bardzo dobry. Bohaterowie - cud, miód i nutella (ogólnie przez was, Zielono Papryko (Dream i Koko, tak? xD Krótka pamięć, sorry ;.;) mam fetysz blizn. Gdzie się nie natknę na bolu Dream, to tu znajdę blizny! I zauważyłam, że podobają mi się ;.;... Robicie ze mnie zboczeńca-fetyszyste! xD
    Weny, dużo weny :3.
    Mam nadzieję, że ten komek wyszedł bardziej składnie od tego ,którego zostawiłam na blogu Dream... Sama tam nie ptrafię się połapać, o co mi chodzi ;.;.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojć widać że panu kapitanowi nie podoba się gdy Krystek zadaje się z Błażejem :D zazdrośnik :3 w sumie sama bym była zazdrosna na miejscu Dimitra, gdyby takie ciasteczko jak Krystek, zaczęło kręcić z Błażejem aww <3
    Boski rozdział no i nie pozostaje mi nic innego jak czytać dalej ;p

    OdpowiedzUsuń