wtorek, 23 lipca 2013

[K111] Rozdział 7

Dziękuję za wszystkie komentarze! Naprawdę miło się je czyta.

Rosalie, "Nie polubiłam Błażeja. Widząc tą postać na początku miałam nadzieję, że będzie on kręcił z Dymitrem robiąc na złość Kacprowi"
Krystian będzie zazdrosny ;)

Korzystając z okazji, zapraszam na nowe forum: Gay Pride. Na nim również znajdziecie K111.




Błażej puścił szybko chłopaka, cały czerwony. Żaden się nie odzywał, patrząc w napięciu na Dymitra.
— Co to ma być? — zapytał ten, ale zwracał się bardziej do Krystiana. Piorunował go wzrokiem. Teraz już był pewien, że zabije tego cholernego Polaka, który dzisiaj tyle razy wszedł mu w drogę. Krystiana również, ale dopiero później, kiedy pokaże, gdzie jego miejsce. — Pieprzenia wam się zachciało, wściekłe psy?
Krystian odetchnął. Rany, jak to dobrze, że to tylko Dymitr. No, może nie „tylko”, ale gdyby to był ktoś inny, mieliby przerąbane.
— Ty dobrze wiesz, że facet musi — westchnął, na co Błażej posłał mu nic nierozumiejące spojrzenie. — Pamiętasz pielęgniarza? — zapytał po polsku, uśmiechając się lekko na samo wspomnienie. — To on nim był. — Ruchem głowy wskazał na wkurzonego Dymitra.
Błażej zrobił głupią minę, ale potem uśmiechnął się, nawet nie zdając sobie sprawy, że Dymitr wciąż wpatrywał się w nich wściekłym wzrokiem. Niestety jego spojrzenie nie mogło zabijać, więc obaj — i nieposłuszny szeregowy, którego pieprzył, i polski szczur, który ośmielił się tknąć jego własność — wciąż stali cali i zdrowi. Do czasu, obiecał sobie.
Podszedł do Błażeja i uderzył go mocno w szczękę, zbyt szybko, żeby ten zdążył zareagować.
— Już nie żyjesz — powiedział, naprawdę tak myśląc. Tak naprawdę niewiele w tamtym momencie myślał, odczuwając jedynie ślepą furię, którą musiał wyładować. Uderzył po raz kolejny i, nie bawiąc się w grę fair, kopnął zbierającego się z ziemi Błażeja. Ten jęknął głośno, starając się zablokować kolejne ciosy. Całe szczęście był lepszy w walce wręcz od Krystiana. Podniósł się szybko z podłogi, sprawnie blokując nadlatujące ciosy wściekłego Dymitra. Nie odważył się go uderzyć.
— Uspokój się, kurwa — warknął zduszonym głosem, kiedy dostał pięścią w brzuch. — Krystian nie jest twoją własnością, zjebie — ostatni wyraz powiedział już jednak po polsku.
Krystian z początku nie wiedział, co się dzieje. Dymitr tak po prostu wystartował do Błażeja i go uderzył, a już po chwili posypały się kolejne ciosy. Zastanawiał się, czy podejść do kapitana i spróbować go odciągnąć od swojego prawie-kochanka, czy stać tam i się patrzeć.
— Weź się kurwa uspokój — warknął, gdy Dymitr odsunął się od Błażeja. — O co ci chodzi?
— Mówiłem ci, że ten szczur nie ma prawa choćby na ciebie spojrzeć — żachnął się Dymitr, oddychając ciężko przez nos. — Do mojego pokoju. Natychmiast. A z tobą — wskazał ręką na Błażeja — jeszcze się policzę. Nie przeżyjesz, psie.
— Kurwa, weź mnie nie traktuj, jak swojej własności. Jeszcze mi, cholera, obrożę załóż — prychnął, jednak sięgnął po swoje ubrania. — Pójdę z nim, żeby połowy bloku czwartego nie rozwalił — powiedział po polsku do Błażeja, za co otrzymał niechętne spojrzenie od Dymitra.
— Nie idź — powiedział Błażej, robiąc krok w jego stronę. — Nie idź z nim, on cię traktuje jak jakąś pieprzoną zabawkę.
Dymitr stał, obserwując mężczyzn z wściekłością. Nic nie rozumiał, chociaż rosyjski i polski były do siebie podobne. Nie przewidział, żeby wziąć ze sobą broń. To był błąd. Gdyby ją miał, ten cholerny szczur już by nie żył.
Krystian spojrzał na Dymitra i uśmiechnął się nieco. Cóż, musiał przyznać, że to go w tym mężczyźnie kręciło. Lubił od czasu do czasu czuć trochę władzy nad sobą.
— Może taki jego urok. — Wzruszył ramionami. W tym momencie Dymitr złapał go za nadgarstek, nie mogąc już znieść tej wymiany zdań w obcym dla niego języku i pociągnął w stronę swojego pokoju. — Wiedziałem, że jesteś skurwielem, ale wciąż mnie zaskakujesz — powiedział.
— Myślałem, że będziesz posłuszny, a jednak dupa ci się rwie — odparował i kiedy tylko weszli do pokoju, rzucił nim o zamknięte drzwi. — Myślisz, że możesz ze mną robić, co chcesz, cwelu? Będziesz teraz dawał dupy, komu ci się podoba?
Krystian prychnął, zaskoczony. Odepchnął go od siebie.
— A co, rościsz jakieś prawa do mojej dupy? Jakbyś nie zauważył jest moja i będę nią dysponował jak chcę — warknął, popychając go znów. Zaczął żałować, że nie posłuchał Błażeja i poszedł tu za tą rosyjską mendą
— Chyba za mało cię pieprzę, skoro wciąż chcesz — syknął Dymitr, odsuwając się od niego. — W porządku. Skoro tak bardzo chcesz, zabawimy się dzisiaj na ostro — powiedział i nie czekał już na reakcję Krystiana. Wykręcił mu boleśnie rękę na plecy, popychając w stronę wnętrza pokoju. Zatrzymał się dopiero przy biurku, mówiąc coś po rosyjsku. Kiedy Krystian nie zareagował, uderzył go w twarz.
— Połóż się — zażądał już po angielsku. Wyjął coś z szuflady. Zanim Krystian zdążył się zorientować, już był skuty kajdankami. Szarpnął się gwałtownie pod ciężkim, twardym ciałem Dymitra.
Oddychał ciężko, nie wiedząc, co się dzieje. Trochę go ta sytuacja przerażała, w szczególności, że tak naprawdę nie wiedział, czego może spodziewać się po Dymitrze. A ten mógłby go tu nawet teraz zgwałcić nogą od krzesła i w porównaniu z możliwościami Dymitra, byłoby to całkiem normalne.
— Jezu, jesteś powalony — powiedział i pomimo usilnych starań nie potrafił uniknąć drżenia głosu. — I co, taki twój plan, żeby wziąć mnie siłą? Nie no, to serio pewnie dalej będę z chęcią pełnić rolę twojej dupy — prychnął.
— Wcześniej ci się podobało, więc i teraz się spuścisz — warknął Dymitr, dotykając go mało delikatnie. — Może nauczysz się, jaka panuje tu hierarchia. Ciesz się, że cię nie zabiłem. Gdybym miał przy sobie broń, zrobiłbym to bez wahania.
Sięgnął po słoik z wazeliną i nasmarował nim pośpiesznie penisa. Wszedł w Krystiana mocno, w samą porę zakrywając mu usta dłonią, kiedy ten chciał krzyknął. Od razu zaczął się w nim poruszać agresywnie, niewiele przejmując się, tym, co czuł Krystian.
A czuł się tak, jakby ktoś go rozrywał od wewnątrz. Zacisnął ręce, które miał spięte na plecach, w pięści i w pewnym momencie, gdy Dymitr wbił się w niego mocno i bardzo boleśnie, nie wytrzymał. Ugryzł go w dłoń, która przyciskała się do jego ust, najmocniej jam tylko mógł.
Mężczyzna krzyknął, nie spodziewając się ataku. Zabrał szybko dłoń, przyciskając ją do ust, kiedy zaczęła krwawić. Zatrzymał się na chwilę, przestając pieprzyć Krystiana.
— Nie podoba się? — warknął, drugą, nie zranioną ręką łapiąc go za kark i mocno zaciskając na nim palce. — Myślałem, że nie sprawia ci problemu, kto cię pieprzy, dziwko.
— Nie kto, ale jak — syknął. — Kurwa, wyjdź ze mnie — sapnął, gdy palce jeszcze bardziej zacisnęły się na jego karku. Musiał przyznać, że się trochę bał. W końcu zostać pobitym to jedno, a zgwałconym to drugie. Jeszcze przez tego dupka, który po prostu brał sobie, co chciał. — Myślisz, że dlaczego w ogóle spojrzałem na Błażeja? Bo jest normalny, czego nie można powiedzieć o tobie.
Dymitr zaśmiał się odrobinę szaleńczo, na nowo zaczynając mocno posuwać Krystiana.
— Normalny — wydusił, starając się skupić na pchnięciach. To było jednak trudniejsze niż mógł przypuszczać. Przede wszystkim dlatego, że znowu był zaślepiony furią. — Ty tez jesteś normalny?
Krystian zmarszczył brwi, nie wiedząc do czego to zmierza. Na szczęście przyzwyczaił się już do penisa Dymitra i nie bolało go tak jak na początku, w szczególności, że mężczyzna użył wazeliny, ale z pewnością go to też nie podniecało. A nawet daleki był od podniecenia.
— Normalniejszy od ciebie — prychnął. — W ogóle, ciekawy sposób na podryw — powiedział. — Nie no, imponujesz mi, Dymitr. To ja jestem ciekawy, w jaki sposób kiedyś wyznasz mi miłość — mówił dalej.
— Niby czemu miałbym to robić, skoro to nasz ostatni raz? — zapytał, zaczynając wsuwać się w niego płytkimi ruchami. W przypływie dobrej woli wsunął ręką pod ciało Krystiana łapiąc jego miękkiego penisa i stymulując go pośpiesznie.
Chłopak odetchnął ciężko, mimowolnie reagując na ten ruch. Przymknął oczy i przez chwilę nie potrafił się skupić. Drań. Cholerny drań.
— To po co cała ta szopka, skoro mogę bzykać się z Błażejem? — Chciał prychnąć, ale mu nie wyszło, bo stęknął pod koniec, gdy penis Dymitra otarł się o jego prostatę.
— A kto powiedział, że możesz? — zapytał zdziwiony tokiem rozumowania Krystiana. Czując, jak jego ciało zaczyna reagować, przyśpieszył swoje ruchy, zbijając się w niego brutalnie, ale równie mocno i gorliwie trzepiąc mu ręką. Uśmiechnął się do siebie, kiedy usłyszał jęk.
— No to skoro nie chcesz już się ze mną pieprzyć… — znowu stęknął, trąc policzkiem o blat biurka — to czy to nie logiczne, że pójdę sobie do Błażeja? — podpuszczał go.
Dymitr prychnął rozjuszony i mocniej zacisnął dłoń na penisie chłopaka.
— Naprawdę się łudzisz, że on da ci to, co ja? Jesteś aż tak naiwny, czy tylko głupi, Polaku? — zapytał na skraju świadomości, bo był już blisko orgazmu. Krystian chyba też, bo przeklinał cicho pod nosem w swoim ojczystym języku.
Nie był mu w stanie od razu odpowiedzieć, wiedział, że za chwilę będzie szczytować. Ruchy Dymitra też były już chaotyczne i szybkie. Po chwili nie wytrzymał, doszedł, zaciskając się na penisie swojego przełożonego, który już po chwili też osiągnął orgazm.
— Da mi pewnie nawet lepiej — wysapał w końcu.
Dymitr złapał jego dłoń, boleśnie ją wykręcając. Nawet nie kłopotał się, żeby uciszyć Krystiana, który wydał z siebie okrzyk bólu. Coś pod wpływem uściskiem kapitana chropnęło w ręce chłopaka.
— Pamiętasz, co powiedziałeś wczoraj, Krystian? — zapytał Dymitr, ignorując wyrywającego się chłopaka. — Że zrobisz wszystko, co będę chciał, jeśli pozwolę ci zostać. Pozwoliłem. Więc teraz pora na spełnienie mojego życzenia.
Chłopak otworzył szerzej oczy i ignorując ból w ręce, odwrócił się na tyle, na ile pozwalał mu Dymitr wciąż przyciskający go do biurka.
— Ale w granicach rozsądku — powiedział nieco nerwowo. — Nie będę latał po ośrodku nago… czy coś — mruknął.
Dymitr zamilkł na chwilę. Cóż… miał na myśli coś innego, ale propozycje Krystiana naprawdę były warte zachodu.
— Czego jeszcze nie zrobisz? — zapytał, ciekaw obaw chłopaka. Chciał je poznać. Wszystkie.
Krystian drgnął, żałując, że cokolwiek powiedział.
— Ty chyba żartujesz — prychnął. — W życiu czegoś takiego nie zrobię, na zewnątrz są kamery!
— Czemu nie? Mogę mieć dostęp do monitoringu. Albo zhakujesz jedną z kamer, pokażesz swoje umiejętności — mówił, puszczając w końcu rękę Krystiana i zaczynając masować go po napiętych plecach. — Chętnie bym obejrzał, jak zabawiasz się przed jakąś kamerą na zewnątrz.
Krystian westchnął, opierając policzek o blat biurka. Nie chciał nawet o tym myśleć.
— Ale teraz? Teraz nie dałbym rady — powiedział. — A poza tym, panie kapitanie — nie brzmiało to tak, jak chciałby Dymitr, była w tym kpina — chyba mam coś z dłonią, więc mógłbym nawet swojego chuja nie utrzymać — prychnął. Miał nadzieję, że to tylko przejściowe i że jak Dymitr go rozepnie i rozmasuje sobie rękę, to już wszystko będzie w porządku.
Dymitr zmarszczył brwi, dotykając ręki. Zignorował syknięcie Krystiana, kiedy badał kości śródręcza. W końcu westchnął ciężko i sięgnął do szuflady, grzebiąc w niej przez chwilę.
 — Nie mogę znaleźć kluczyka.
— No to zajebiście — jęknął Krystian, uderzając lekko czołem w blat biurka. — Nie mogłeś o tym wcześniej pomyśleć, jak mnie zakuwałeś?
— Trzeba było mnie nie wkurwiać, to bym pomyślał o wszystkim. Sam jesteś sobie winny, przyznaj.
Krystian zmarszczył brwi, już miał odpowiedzieć „spierdalaj”, gdy zdał sobie sprawę, że jeżeli to zrobi, Dymitr może go tak po prostu wyrzucić z pokoju, mając gdzieś jego skute ręce. Odetchnął.
— Przyznaję — ledwo co mu to przez gardło przeszło. Obiecał sobie, że jak tylko ten facet go rozkuje, wraca do siebie i już nigdy tu nie przyjdzie.
Dymitr zmusił go, żeby wstał z biurka. Złapał jego twarz i uśmiechnął się lekko.
— Gdybyś nie dawał dupy na prawo i lewo, byłbym milszy. Może nawet znalazłbym kluczyk.
Przybliżył się do niego i pocałował lekko. Zassał dolną, spierzchniętą wargę chłopaka, nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego. Złapał za kajdanki i Krystian poczuł, jak mężczyzna go rozkuwa.
— Boli cię? — zapytał, odsuwając się, żeby schować kajdanki i kluczyk do szuflady.
Krystian w myślach tworzył wiązankę przekleństw na Dymitra. Naprawdę, to ostatni raz, jak tutaj przyszedł.
Zaczął rozmasowywać rękę, z ulgą stwierdzając, że może nią poruszyć. Czyli nie miał nic złamanego. Ale dłoń bolała, tak samo zresztą jak i tyłek. Pieprzony rusek.
— Nie — warknął, po czym podszedł do swoich ubrań i nasunął na siebie slipki.
— Możesz zostać, dam ci jakieś tabletki — powiedział Dymitr, którego krew zalewała, kiedy myślał o tym, że chłopak wróci do tego polskiego szczura. Wolał już znieść przytulanie w łóżku i głupie gadki, niż puścić go, żeby znowu dał komuś dupy.
— Nie chcę — prychnął, po czym zabrał swoje rzeczy i uchylił drzwi. Wyjrzał na korytarz i gdy upewnił się, że ten jest pusty, wyszedł bez słowa, zostawiając zaskoczonego Dymitra samego.

Rankiem Dymitr wparował do pokoju swojego oddziału, budząc wszystkich. Krystian nawet na niego nie spojrzał, w przeciwieństwie do Błażeja, który po prostu piorunował kapitana spojrzeniem.
— Za pięć minut na placu głównym. Jeżeli ktoś się spóźni, nie dostanie śniadanie.
Spóźnił się Krystian, który zamiast na zbiórkę, poszedł do budynku szpitalnego po leki przeciwbólowe. Lekarz opatrzył go i stwierdził, że to tylko niegroźne stłuczenie. Chociaż tyle dobrze, że Dymitr wykręcił mu lewą rękę, a nie prawą. Dał więc radę strzelać z karabinu.
Dymitr nie skomentował, kiedy Krystian pojawił się pod koniec treningu. Spojrzał jedynie na jego zabandażowaną rękę i odwrócił wzrok. Trening był krótki, ale intensywny. Na następny dzień mieli jechać do Witebska, do strefy szóstej, w której wciąż znajdowali się niezarażeni ludzie. Dymitr nie chciał za bardzo męczyć żołnierzy, nie dlatego, żeby odpoczęli przed stresującą misją. Zależało mu, żeby każdy był w pełni sił — bez zmęczenia i zakwasów — żeby nie zginął. Te szczury miały wyjątkowy talent do pozbawiania siebie życia. A to z kolei wpływało na karierę Dymitra.
Jego ojciec przyjedzie za kilka dni do laboratorium — to już było pewne. Dymitr rozmawiał z nim po południu. Tym bardziej więc musi się spisać w strefie szóstej.
Krystian unikał go przez resztę dnia, on również nie kwapił się choćby do zapytania, jak chłopak się czuje. Szczerze, niewiele go to obchodziło. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie, niż problem z niewyżytym seksualnie szeregowym.
Większość dnia spędził w dowództwie, studiując mapy, oglądając nagrania z kamer helikopterów, czytając zapiski naukowców, do których miał dostęp. Chociaż wizyta ojca nie była mu na rękę, znalazł się jeden plus. Dymitr wiedział, że dzięki niemu może zyskać dostęp do nowych informacji. Wystarczy tylko prośba, a ojciec załatwi wszystko co trzeba.
Siedział do późnej nocy nad papierami. Kiedy położył się spać, było już po drugiej. Musiało mu wystarczyć tylko trzy godziny snu, bo o wpół do szóstej wyjeżdżali do Witebska.
Zbiórka przeszła szybko i sprawnie. Krystian już otwarcie ignorował Dymitra, zupełnie nie słuchać, co mówił mężczyzna. Szeptał coś z Błażejem, rozglądał się, wpatrywał w niebo — robił wszystko, żeby na niego nie spojrzeć. Niestety pech chciał, że w autobusie siedział tuż za kapitanem.
— Jak jest w Witebsku? — zapytał Błażej, szturchając go łokciem. Usiedli razem i teraz bez przeszkód mogli rozmawiać.
— Oglądałeś może ten film, Chernobyl. Reaktor strachu? — zapytał z szerokim uśmiechem. Błażej zmarszczył brwi, zastanawiając się chwilę. Pokiwał w końcu głową. — No, to mniej więcej tak. Jakbyś wszedł do opuszczonego miasta, tyle, że jeszcze po ulicy popierdalają ci jeszcze żywe trupy — zaśmiał się.
Dymitr właśnie rozpoczynał swój wykład o strefie szóstej. Lubił mówić, mówienie, pouczanie, rozkazywanie było jego pasją, i gdyby nie zaczął kariery w wojsku, z pewnością zostałby wykładowcą. Krystian i Błażej nie zwracali jednak na niego żadne uwagi, rozmawiając po cicho i co chwila śmiejąc się. W końcu Dymitr nie wytrzymał. Sięgnął po karabin i wymierzył nim w Krystiana.
— Jeszcze jeden komentarz, a odstrzelę ci łeb. Jemu też — powiedział, odbezpieczając broń.
Krystian po raz pierwszy od dawna spojrzał Dymitrowi w oczy. Dopiero po chwili przeniósł spojrzenie na okno, przy którym siedział Błażej i zamilkł, wracając do ignorowania kapitana. Nie miał zamiaru uraczyć go chociażby jeszcze jednym spojrzeniem. W ogóle, nie chciał mieć już nic wspólnego z tym psycholem i wcale by się nie obraził, gdyby zmienili mu dowództwo.
— Krystian opowiadał mi o Witebsku — powiedział śmiało Błażej, nie spuszczając wzroku z kapitana.
— Ja też o nim opowiadam. Sto dwadzieścia osiem be raczej ma niewielkie pojęcie o strefie szóstej. Wcześniej był w ósmej, którą całkowicie zamknęli. Jeżeli chcesz się z nim tam przejść, proszę bardzo. Teraz mi nie przeszkadzać — warknął Dymitr i wrócił do wykładu.
Mówił przez resztę drogi do Witebska, przekazując żołnierzom — przynajmniej tym, którzy mieli tyle jaj, żeby go słuchać — wszystkie informacje, które do tej pory zgromadził o strefie szóstej. Miał nadzieję, że dzięki nim te szczury jakoś przeżyją.
— Plan jest taki: dzielimy się na dwie grupy. Jedna idzie na obrzeża strefy, patrolować granicę, druga musi pomóc oddziałowi sanitarnemu. Podzielę was już na miejscu.
Gdy tamtej pamiętnej nocy, w której Dymitr zastał ich razem pod prysznicem, Krystian wrócił do pokoju, Błażej już spał jak zabity. Chrapał niemal na cały pokój, ale to Krystianowi nie przeszkadzało, a nawet wydawało mu się, że go uspokoiło. Bo miał ochotę wparować do pokoju kapitana i coś mu zrobić. Dopiero nad ranem Błażej zapytał, co się z nim stało. Wtedy Krystian uniósł opuchniętą dłoń i obdarował nazwisko kapitana kilkoma niewybrednymi epitetami. Jego niedoszły kochanek (chociaż Krystian miał nadzieję, że jeszcze trochę i będzie mógł pominąć tego „niedoszłego”) niemal rozkazał mu wtedy udać się do oddziału szpitalnego, przez co spóźnił się na zbiórkę.
Ciągnęło ich do siebie, temu Krystian nie mógł zaprzeczyć. Oczywiście nie żadna miłość, czy zauroczenie, czy jeszcze inne bzdety, po prostu była pomiędzy nimi chemia. Dobrze wiedział, że pociągał Błażeja, zresztą tak samo jak i Błażej pociągał jego. Jednak pomiędzy nimi do niczego już nie doszło, no chyba że do kilku ciekawych flirtów i jednego bardzo gorącego pocałunku, który szybko musieli skończyć, bo nie byli w zbyt dyskretnym miejscu.
Tak, Błażej to z pewnością lepsza opcja niż Dymitr, pomyślał, kiedy spoglądał na profil Polaka. Chociaż może Dymitr bardziej go podniecał, stwierdził zaraz. Bo przecież, gdyby pomiędzy nimi doszło do takiego pocałunku jak wtedy z Błażejem, to z pewnością zakończyłby się on na seksie, a wtedy tak po prostu odsunęli się od siebie z głupawymi uśmiechami i… tyle. Ale oczywiście nie miał zamiaru pokazywać Dymitrowi, jak bardzo ten go pociąga. Nie po tamtej nocy. Nie był zabawką jakiegoś paniczyka, jeszcze czego.
Strefa szósta pod względem infrastruktury niewiele różniła się od strefy ósmej. Budynki były stare, komunistyczne, a przede wszystkim zaniedbane. Na szczęście tylko niektóre, specjalnie odgrodzone i oznaczone, groziły zawaleniem. Reszta znajdowała się w stanie dostatecznej użyteczności. Te same dziurawe ulicy, które w strefie zamkniętej były wyludnione, tutaj tętniły życiem. Jak na warunki postapokaliptyczne, oczywiście.
Oddział Dymitra wzbudził umiarkowane zainteresowanie. Podbiegło do nich kilka dzieci, z zainteresowaniem śledząc, jak kapitan rozdzielał żołnierzy na grupy. Starsi mieszkańcy  obserwowali wszystko z daleka. Przyzwyczaili się do widoku wojska, którego pomoc w Witebsku była niezbędna.
— Wy pójdziecie pilnować granic — wskazał na poszczególnych żołnierzy, w tym i na Błażeja. — Reszta pomagać sanitariuszom.
To było do przewidzenia, pomyślał Krystian, kiedy Błażej zasalutował mu z uśmiechem i odszedł w grupie pozostałych żołnierzy.
— Idźcie za mną — zarządził Dymitr, kierując się ulicami prosto do szpitala. W strefie szóstej znajdował się szpital. Chociaż po zarażeniu K111 nie było szans na wyleczenie, wielu ludzi potrzebowało pomocy sanitarnej. Brakowało lekarstw, tabletek, wielu mieszkańców potrzebowało zastrzyków z insuliny, czy szczepionkom, na które był wyjątkowy popyt. W zatrważającym tempie rozwijał się czarny rynek medyczny. Co rusz pojawiał się uzdrowiciel, medyk, nawet szaman, twierdzący, że dysponuje antidotum na K111. Ludzie ślepo wierzyli w niemające pokrycia zapewnienia, wydawali ostatnie pieniądze na lekarstwa, ale z dostępnym wojsku źródeł, nikt jeszcze nie okazał się odporny na K111.
Krystiana uderzył wygląd tutejszych mieszkańców. Wcześniej, w strefie ósmej widział tylko zombie — zgniłe i zniekształcone, podążające za instynktem. Teraz, gdy był tak blisko żywych ludzi mieszkających na Białorusi, zaskoczyło go, w jak złym stanie znajdowali się mieszkańcy. Byli wychudzeni, mieli ziemistą, pomarszczoną cerę.
— Podczas apokalipsy wybuchła jedna z fabryk i zakaziła pobliskie pola. Dopóki wojsko tuta nie dotarło, mieszkańcy jedli zakażone chemikaliami plony — wyjaśnił Dymitr, zauważając, że żołnierze przyglądają się ludziom. — Dopiero, gdy powstała baza, byliśmy w stanie zapewnić im pewną ilość nieskażonego jedzenia.
Strefa szósta była największym obszarem, na którym żyli niezarażeni wirusem ludzie. W Witebsku pozostało jeszcze trzy takie strefy, a większość była już zamknięta.
Jak się okazało szpital był największym budynkiem. Czteropoziomowy, w licznymi skrzydłami, stał się sercem strefy szóstej. Część budynku przeznaczono na laboratorium, awaryjny budynek rządowy, salę dla wojska i w końcu obszar sanitarny, w którym pracujący lekarze, starali się ratować ludziom życie. Zawały, udary, złamania czy chirurgiczne operacje były trudne — większość sprzętu medycznego zabrali naukowcy. Zaangażowano wszystkie siły i położono największy nacisk na jak najszybsze stworzenie antidotum. Lekarze, radząc sobie jak tylko mogli, musieli wykazać się niemałą kreatywnością, żeby uratować ludziom życie. Było to dodatkowo trudne, ponieważ Białoruś nigdy nie była bogatym krajem. Szpitale nie były tak dobrze wyposażone jak te na zachodzie. A część lekarzy pochodziła właśnie z zachodniej i północnej Europy.
— Zgłoście się na recepcję. Tam powiedzą wam, co macie robić — powiedział Dymitr, po czym wszedł na schody prowadzące do pokojów wojskowych. Na ścianach niedbałym, krzywym pismem ktoś wypisał aktualnie obowiązujące nazwy poziomów. Na chirurgii znajdowało się laboratorium, na oddziale ogólnym obszar sanitarny.
Krystian już miał ruszyć na recepcję, gdy nagle z jednego pomieszczenia wyszła na niego kobieta. Uśmiechnął się szeroko, gdy rozpoznał w niej Marię. Ta aż przystanęła, nieco zdziwiona, dopiero po chwili podeszła do niego i bez skrępowania przytuliła.
— Rany, nie myślałem, że cię tu spotkam! — powiedział do niej, kiedy już się od siebie odsunęli.
— Krystian! — Kobieta uśmiechnęła się. — Przyjechaliście pomóc? Nie myślałam, że tu przyjechać ty. Nie spodziewałam się! Miło.
Krystian odpowiedział na jej uśmiech.
— Też się nie spodziewałem. Kiedyś poszedłem do oddziału szpitalnego, żeby cię szukać, w końcu umówiliśmy się na lekcje — mrugnął do niej — ale cię nie było. Widzę, że masz masę pracy — powiedział, robiąc okrężny gest ręką, jakby chciał zaznaczyć wszystko, co dzieje się w szpitalu. Co chwilę ktoś przechodził korytarzem, już stąd widział, że cała recepcja była wypełniona ludźmi i co jakiś czas mijali ich, czy to biegnący lekarze, czy to pielęgniarki.
— Tak, dużo pracy ja mam. Ciągle kogoś… — zamachała energicznie rękami, marszcząc brwi. — Mi dają. Jestem zmęczona.
Zanim Krystian zdążył odpowiedzieć, wnieśli nagle przez drzwi jakieś dziecko z prętem wbitym w brzuch.
— Muszę iść — odezwała się Maria, popychając żołnierzy i kierując ratowników do izby przyjęć.
Krystian już miał jej odpowiedzieć, gdy nagle poczuł mocny uścisk na ramieniu i już po chwili został brutalnie za nie pociągnięty i odwrócony. Zdziwiony spojrzał na Dymitra marszczącego groźnie brwi i pochylającego się w jego stronę, zupełnie jakby myślał, że samą wkurzoną aparycją może pozbawić Krystiana życia albo przynajmniej nieźle go poturbować.
— Co robisz? Nie, powinienem zapytać, czego nie robisz? Stoisz i czekasz na kolejną okazję? Pod latarnią byłbyś lepiej widoczny.
Krystian nawet nie zauważył, rozmawiając z Marią, że reszta żołnierzy gdzieś zniknęła.
— Jesteś żołnierzem, pamiętasz jeszcze? — warknął chłodnym tonem.
Chłopak nie odpowiedział. Uniósł tylko brew i milczał przez chwilę, po czym sięgnął do jego dłoni, która wciąż znajdowała się na jego ramieniu. Złapał za nadgarstek i odciągnął ją od siebie.
— Tak, wracam do pracy — powiedział bezuczuciowo, mając zamiar dalej ignorować swojego kapitana i nie przejawiać do niego kompletnie żadnych emocji.
— Gdzie chcesz wrócić do pracy, skoro reszta żołnierzy już poszła? Pójdziesz ze mną, potrzebuję jednego idioty do pomocy. Nadasz się idealnie.
Dymitr wybiegł kilka stopni po schodach, na których wcześniej zniknął.
— Rusz się, nie mamy całego dnia.
Prowadził go długim korytarzem i Krystianowi przeszło przez myśl, że Dymitr chce zaciągnąć go do jakiegoś schowka, żeby znowu go przelecieć. Niestety (albo stety) kapitan miał całkiem inne plany.
— To stare dokumenty, które trzeba stąd wynieść na ostatnie piętro. Nie mają wind, jakbyś był ciekaw — powiedział i wskazał na trzy stosy pożółkłych dokumentów.
Krystian westchnął i kiwnął głową. W tym momencie nie miał zamiaru powiedzieć do Dymitra nawet jednego słowa i niestety nie wiedział, jak denerwuje tym kapitana. Zabrał się za swoje zadanie, które, nawiasem mówiąc, było cholernie męczące. Był pewny, że Dymitr nadał mu je specjalnie, byleby go tylko zmęczyć. Kiedy tak biegał po tych schodach, w głowie układał wiązankę przekleństw skierowaną do swojego kapitana. W tamtym momencie z chęcią popatrzyłby sobie, jak Dymitra wpierdala jakiś z zombie. Wziąłby wtedy popcorn i colę, rozsiadłby się w fotelu i jeszcze dopingował nieumarlaka.
W końcu jednak papiery się skończyły, a Dymitr zwołał zbiórkę w holu głównym. Najwidoczniej wszyscy już wypełnili swoje zadania.
— Musimy dołączyć do oddziały przy granicach strefy szóstej. Pojawił się problem — Dymitr przerwał, ponieważ podszedł do niego jakiś mężczyzna. Rozmawiał z nim chwilę po rosyjsku. — Spodziewajcie się masakry — ostrzegł ich.
Wszyscy wyszli na zewnątrz szpitala i z Dymitrem na czele skierowali się wzdłuż podziurawionej drogi. Tym razem ulice były wyludnione.
— Co się stało? — zapytał nadgorliwy żołnierz, który wyjątkowo upodobał sobie Dymitra za wzór. Chciał mu się zawsze podlizać, komplementując tak, że aż sam Dymitr, bądź co bądź łasy na komplementy, patrzył na niego jak na idiotę. Kilka razy skomentował jego wyszukane pochlebstwa w raczej mało wyszukany sposób.
— Ta banda dzieciaków nie potrafi rozszerzyć granic.
Szli wzdłuż jednego z płotów. Za nim znajdowały się jeszcze dwa ogrodzenia podłączone do prądu, a tuż za nimi krążyło dwóch zarażonych. Krystian zmarszczył brwi, przyglądając się jednemu, który za życia prawdopodobnie był dosyć rosłym facetem. Z Warszawy pamiętał, że te potwory jak głupie rzucały się na ogrodzenia, gdy tylko zobaczyły ludzi. Prąd odrzucał je, jednak te po chwili znów popełniały ten sam błąd.
Dwójka zarażonych jednak wcale nie rzucała się, kłapiąc zębami. Zupełnie, jakby wiedzieli, że to jest niebezpieczne. Krystian zmarszczył brwi, dostrzegając przypalony ślad na policzku faceta. A więc musiał spróbować rzucić się na ogrodzenie, przemknęło mu przez myśli. Nie wiedział dlaczego, ale ci nieumarli zachowywali się jak zwierzęta, które potrafią uczyć się na błędach. Tylko… to przecież niemożliwe.
Spojrzał na Dymitra, który też przyglądał się dwóm zarażonym ze zdziwieniem. O co tu chodziło?
— Przygotujcie broń — polecił Dymitr. Krystian w oddali dojrzał, że ogrodzenie jest rozwalone i właśnie przechodzi przez dziury, jakie zrobione były w trzech płotach, horda zarażonych. Zupełnie, jakby wszyscy okoliczni nieumarli zebrali się. Tylko… jak? Dlaczego? Spojrzał w bok, na dwóch trupów, których wcześniej obserwował. Ci zaczęli biec do miejsca, w którym zrobiona była dziura. Zupełnie, jakby siebie rozumieli.
— O co tu kurwa chodzi? — wypowiedział swoje myśli na głos. Czech, który stał obok niego, obdarzył go zdziwionym spojrzeniem.
— Co? — zapytał po angielsku. — O co ma chodzić? — powtórzył. Krystian spojrzał na niego jak na idiotę. Naprawdę nie zauważyli?
— Cicho być — uciszył go Dymitr, nawet na niego nie patrząc. — Widzicie drugą grupę? — Załadował broń i strzelił do pierwszych nadbiegających nieumarłych. Celował w głowę. Reszta poszła w jego ślady, mniej lub bardziej skutecznie eliminując zombie. Niestety huk wystrzałów sprowadził nowych nieumarłych.
— Ile ich, kurwa, jest? — zapytał Dymitr, błyskawicznie zmieniając magazynek w AK. — Musimy się rozdzielić, zrobili chyba jeszcze jakieś dziury! — krzyknął, widząc nadbiegających z zupełnie innej strony nieumarłych. Niektórzy z nich mieli w rękach kamienie, odłamki szkła albo pręty. Dokładnie takie same, jak w brzuchu dziecka, które przywieźli niedawno do szpitala.
Zaczęli rzucać nimi w żołnierzy, ale tylko kilka rzeczy doleciało. Większość nieumarłych miała zbyt mało siły. Jeden z szeregowych krzyknął, gdy pręt wbił mu się w oko.
— Cholera — warknął Dymitr, łapiąc jego ciało w ostatniej chwili. Przytrzymał go przed sobą i zaczął iść, strzelając. Zombie rzucały w niego kamieniami i odłamkami szkła, kilka biło się w konającego Słowaka, który już słaniał się na nogach. Tylko dzięki Dymitrowi nie osunął się jeszcze na ziemię.
Krystian nie wierzył w to, co się dzieje. Zarażeni zachowywali się jak małpy. Również jakby wiedzieli, że to może ich albo zabić, albo spowolnić. Nadchodzili z dwóch stron, już sam nie wiedział w którą stronę strzelać, a najgorsze, że huk strzałów przywoływał kolejnych.
Słyszał krzyki. Połowa żołnierzy rozbiegła się i gdzieś ukryła, zostawiając resztę samych. Tchórze, pieprzeni tchórze — myślał z furią, gdy widział, jak ci korzystają z chwili i uciekają. Rozejrzał się dookoła i zauważył, że większość z tych, którzy tu zostali, strzelała na oślep. Jeszcze tego brakowało, żeby zginął od kuli żołnierza z własnej jednostki!
Strzelając do zbliżających się zarażonych, kątem oka dostrzegł szeregowego, który wcześniej podlizywał się Dymitrowi. Wojskowy cisnął teraz kulami na wszystkie strony, nawet nie patrząc gdzie one lecą. Wystarczyła więc chwila, a trafiły tam, gdzie nie powinny. Jedna z nich wbiła się w brzuch kapitana, powalając go razem ze Słowakiem na ziemię. Nikt jednak tego nie zauważył, każdy był zajęty zbliżającymi się zarażonymi.

17 komentarzy:

  1. Aaaaa, pomyliłam imiona! Mój błąd :D Heh, ale nawet u siebie mi się to zdarza (co ze mnie za autorka, która myli Piotrka z Pawłem...) więc pewnie jeszcze trochę takich byków walnę :P

    "Zastanawiał się, czy podejść do kapitana i spróbować go odciągnąć od swojego prawie-kochanka, czy stać tam i się patrzeć" - jestem za tym, aby się patrzył. Od początku mówiłam, że działanie na dwa fronty na początku jest takie och ach, ale później już nie jest tak różowo. Także Błażej - zgiń i przepadnij!
    Szkoda tylko, że nie jest po mojej myśli... ;)

    "Naprawdę, to ostatni raz, jak tutaj przyszedł. " - jassssne :D Już ja w to wierzę Krystianku

    "Brakowało lekarstw, tabletek, wielu mieszkańców potrzebowało zastrzyków z insuliny, czy szczepionkom, na które był wyjątkowy popyt" - te szczepionkom mnie razi. Szczepionek powinno raczej być, hm?

    Dymitr został postrzelony?! Co za łajza z szeregowego, że nie patrzył gdzie kierował broń! Toż to nie zabawka! Takim dupkom powinno się odstrzelić łeb albo najszybciej rozkazać mu sprzątać kible. No ludzie no! I co teraz z moim rannym Dymitrem! Mam nadzieję, że Krystian pomoże rannemu kochankowi mimo tego, że zachował się (Polak oczywiście) jak ostatni burak. Żeby odrzucać propozycję Rosjanina dotyczącą wspólnego spania... tez coś.

    Zauważyłam, że głównie skupiasz się na stosunkach. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale pierwsze rozdziały miały swój urok w tym, że wszystko opisywałaś. Widziałam oczami wyobraźni to, co chciałaś nam przekazać. Teraz bardziej skupiasz się na odczuciach bohaterów. Żeby nie było, to również jest interesujące, ale co za dużo, to niezdrowo, nie? :)

    Cieplutko pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dymitr nie...! blagam Cie nie zabieraj mi Go... Dla mnie jest On najlepsza postacia x3 Ja tak od tylu zaczne i raczej zaczynac bede, ok? XD Tak wiec... Ktory idiota dal lizusowi karabin, jak ja sie kur...de ladnie pytam!? No naprawde, trzeba byc idiota, zeby wlasnego kapitana postrzelic,i tu nawet cialo Slowaka nic nie zdalo...
    Szkod, ze wyszlo tak, ze Pan Kapitan paktycznke zgwalcil Krystiana...a moglo byc tak pieknke xP
    Wogole, to nie wiem dlaczego, ale jak bylo, ze przeklinal pod nosem w ojczystym jezyku to skojarzylo mi sie, ze fajna by byla parodia jakby sobie nucil ~ life is brutal~~ ... Niewazne. A Blazej niby taki zly nie jest, ale jakos do niego przekonana nie jestem * No°1 Dymitr fan*.

    ~~zyj, Dymitr, zyyyyj~~ T^T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Z bledy przepraszam, ale jak zwykle pisze z telefonu ><" ~~

      Usuń
  3. nom rozdzialik szybko i ciekawy :)
    tak się zastanawiam czy Krystian nie jest masochistą?? ^^ bo to że Dymitr jest sadystą to wiemy już od początku xD
    mam nadzieje że Błażej zrobił (jakby to powiedział Dymitr) "zdechł pies" , choć w sumie ciekawa jestem co zrobił by jakby go dorwał w swoje łapki :D
    jak zawsze weny
    MaWi

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    rozdział fantastyczny... Dymitr nieźle się wkurzył i dość ostro potraktował Krystiana... dobrze, że później go ignorował... Dymitr nie może sobie robić z nim co tylko chce... Mam podejrzenia, ze ten wirus zmutował i dlatego ci nie umarli zachowują się tak jakoś rozumiej.... końcówka dobra, kapitan postrzelony przez jednego ze swoich ludzi... wyliże się prawda?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Już widzę, oczami wyobraźni oczywiście, jak Błażej ratuje Dymitra. To opowiadanie mnie zawsze zaskakuje, więc najbardziej nieprawdopodobna wersja może się zdarzyć :D Ale do początku: no kurczaczki, no przecież ruski kocha Krystiana i to takie słodkie było z tym przytulaniem i pozwoleniem na zostanie jakby chciał... Oczywiście, Dymitr jest nieco skrzywiony, ale kochany. Nie umiem być obiektywna i nie umiem zrozumieć bólu tyłka Krystiana, Dymitr podbił me serduszko i kibicuję mu już niemal fanatycznie.
    Delilah

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze muszę powiedzieć, że ja wielbię Dymitra! Zimny, a zarazem gorący! Mający wszystko w poważaniu, a jednak się przejmuję. Bez uczuć, a jednak zakochany? Tak właśnie czuję. W świecie ogarniętym przez zombi i sam fakt, że Rosjanie to raczej zimny naród nasz Pan Kapitan nie pamięta już o jakiś odruchach człowieczeństwa. Za to Krystian nieźle mi podpadł. Ladacznica. A potem mówią, że homoseksualiści są rozwięźli! Ale za to życzę Błażejowi, żeby mu się jakiś zombiak wgryzł w dupkę! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko nie zabijaj Błażeja, błagam! I w ogóle Krystian mógłby uratować kapitana. Byłoby romantycznie xd Czy mi się zdaje czy jednak Dymitrowi zależy na Polaku? :D I nie chodzi mi tu o ironicznym myśleniu na temat przytulanek i 'czułych' tekstów w łóżku, byleby tylko szeregowy nie wracał do swojego rodaka. Ojojoj zaczyna się dziać. Jestem ciekawy co dalej stanie się z bohaterami.
    Pomysłowości, drogie Panie.
    Bustle.

    OdpowiedzUsuń
  8. wchodzę i jest rozdział *.* jak miło :D
    ale do rzeczy.
    szczena mi opadła, jak przeczytałam, że postrzelili kapitana, aż mi się go żal zrobiło. ale tylko na chwilę. nie podoba mi się, że jest tak brutalny, ale z drugiej strony jednak coś ma do Krystiana, bo ewidentnie widać, że się o niego martwi i jet zazdrosny. także ma plusa ode mnie xd :D
    Błażej, mieszasz xD
    ciekawe jak zareaguje Krystian, jak się dowie, że Dymitra postrzelono.
    weny życzę. :D
    będę czekać na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Co? CO? Dymitr postrzelony? Ale on przeżyje, prawda?
    Mam cichą nadzieję, iż Błażej zginął.. Byłoby.. miło? xD No co mam poradzić, iż go nie lubię. Za to ubóstwiam Dymitra! Ja nie wiem czemu Krystian tak na niego przeklina.. Fajny jest.. No i z "Krysią" tworzą wspaniałą parę x3


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. ohhhhhh mam nadzieje że jakiś zabłąkany pręt, kamień, butelka, granat wbije się Błażejowi w dupsko, oj jak ja go nie lubię bo strasznie miesza, a już było tak dobrze pomiędzy panem kapitanem a Krystianem :/. Biedny Dymitr mam nadziej że nic mu nie będzie, jeden bezmózgi lizus tak to jest jak się daje broń kretynom. Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Późno już, ale coś napiszę. Wciągnęło mnie to opowiadanie. Lubię czytać o poniżaniu mężczyzn, o dominacji nad nimi. Może dominować mężczyzna, albo kobieta, ale uległym musi być mężczyzna. Pomimo tego że mi się podoba, zauważam, że Dymitr jako człowiek jest okropny. Nie chciałabym na kogoś takiego trafić. Czytałam o fali w rosyjskim wojsku i wiem, że tamtejsi chłopcy powodów do radości nie mają. Ale podoba mi się to jak oddziałuje na drugiego bohatera. Krystian dosyć fajny. Dobrze, że pożąda tych stosunków. Przyjemnie czytać jak się napala. Potrafi być posłuszny, ale potrafi się też zbuntować. Dyscyplina nawet jak do niczego nie dochodzi też świetna. Widzę, że kilka osób nie lubi Błażeja. Wiadomo, komplikuje sytuację między bohaterami. Ja go lubię, bo wydaje się na razie taki szlachetny, rycerski i psychicznie stabilny. Staje w obronie innych, mimo że mógłby się narazić. Chce żeby dla ludzi było lepiej. Szkoda byłoby żeby ktoś taki umarł. Wiem, że jego związek z głównym bohaterem nie ma przyszłości, ale byłoby miło jakby dożył do końca i jakoś dobrze skończył. Jak jest bi to może pisany byłby mu związek z Marią. W opowiadaniu gejowskim to może mało atrakcyjne, ale nie musi być przecież szczegółowo opisane. Tak tylko fantazja mnie poniosła. Na nic się nie obrażę. Zostawianie wszystkich bohaterów przy życiu, kiedy znajdują się w sytuacji zagrożenia może wydawać się nienaturalne. Potem jak się czyta to i tak wiadomo, że nikomu nic się nie stanie. Tutaj trupów było już dużo. Niemiec niby nie był nikim ważnym, ale coś już o nim było wiadomo, więc nie był umierającym anonimem. Jednak zastanawia mnie, gdzie się zgubiła jedna osoba. Przeżył jeden żołnierz, który został przy autokarze, a później nigdzie nie było po nim śladu. Nawet jak przybyli nowi. Krystian tak jakby pozostał sam. Zastanawiało mnie też wykręcanie ręki w kajdankach. Nie mogę sobie wyobrazić na czym taki ruch polegał. Spisałam swoje pierwsze przemyślenia. Będę czytać dalej. Widzę, że ostatnie daty rozdziałów wskazują, że nie trzeba czekać aż tak długo. Od razu przeczytałam wszystkie rozdziały do 7, a teraz pozostanie oczekiwanie.

    Akara

    OdpowiedzUsuń
  12. Na początek słowo podziękowania za kolejny fantastyczny rozdział. Jak zawsze sporo się dzieje, garść informacji, które nam rzucasz niczym okruszki jedynie rozpala moją wyobraźnię. Intryguje mnie swojego rodzaju ewolucja zombiaków. W kanonie tych postaci raczej nie leży rozwój, ich zmiana zachowania jest intrygująca, zastanawiam się jaki czynnik wpłynął na nich w taki sposób. Mam nadzieję, że podejmiesz ten wątek i w kolejnych rozdziałach rzucisz na ten temat nieco światła.

    Zmiana relacji między Dymitrem i Krystianem jest ciekawym zwrotem w ich ‘związku’, szczerze mówiąc, gdyby po scysji w łazience i pokoju pana kapitana nic się nie zmieniło w relacji bohaterów poczułabym się rozczarowana postawą szeregowego, nie lubię postaci, które pozwalają sobą nadmiernie pomiatać, także brawa dla tego pana ;). Co do relacji Krystiana i Błażeja, to ja będę im kibicować. Osobiście jestem zwolenniczką myśli, że czego oczy nie widzą z tego nie trzeba się tłumaczyć, także nie mam nic przeciwko korzystaniu z okazji, zresztą zignorowanie takiego ciacha jak Błażej to byłoby grzechem :).
    Mam szczerą nadzieję, że zarówno Dymitr jak i Błażej wyjdą z tego starcia bez większych uszczerbków na zdrowiu i życiu, ich rywalizacja była bardzo odświeżająca i zabawna.

    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam
    kot_w_butach

    OdpowiedzUsuń
  13. No we, no! Już sierpień i następnego rozdziału nie mogę się doczekać! Nie bądźcie takie :( proszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjadło mi komentarze. Przez blokadę reklam nie mogłam dodać. To teraz krótko. Popieram. Też czekam. To nie jest krytyka. Wręcz przeciwnie. Niech dziewczyny wiedzą, że napisały tak wciągające opowiadanie, że czytelnicy czekają niecierpliwie na rozdział. Mam nadzieję, że się nie obrażą za takie reakcje, bo to nie jest złośliwe.
      A.

      Usuń
    2. Ja takze popieram :) zagladam codziennie w nadzieji ze to juz, ze jest upragniony rozdzialik... a tu nic :( ja przepraszam, ale ja cem!! :P
      serio wszyscy czekamy z niecierpliwoscia, wiec prosze!!!
      MaWi

      Usuń
  14. Czekałam na większą zazdrość i złość kapitana ale no cuż.......ten rozdział może być :3
    Napewno nie taki ciekawy jak poprzednie. Biedny Dymitr, on musi żyć ;_;
    Pozdrawiam i następne rozdziały przeczytam później, muszę się pouczyć i odrobić zadania domowe :D

    OdpowiedzUsuń