Dzięki za komentarze! :) W tym tygodniu spodziewajcie się 2 rozdziałów.
Dymitr przeklął, łapiąc się za brzuch i jęcząc cicho. Oddychał z
trudem, starając się podnieść, zamarł, gdy zobaczył zbliżającego się
nieumarłego. Starał się znaleźć karabin, ale ten został najprawdopodobniej
przygnieciony przez ciało Słowaka.
Krystian nie myśląc wiele i zapominając o swoim niedawnym pragnieniu oglądania
Dymitra zżeranego przez zarażonego, po prostu wycelował do trupa, ten padł na
ziemię z rozwaloną czaszką. Następnie strzelił do kolejnego, który też miał
ochotę rzucić się na jego przełożonego. Podbiegł do Dymitra i zepchnął z niego
wykrwawiającego się Słowaka, który już stracił przytomność i prawdopodobnie był
o krok od śmierci. Pochylił się nad Dymitrem, spoglądając na jego ranę z szybko
uchodzącą przez nią krwią. Rozejrzał się jeszcze dookoła i wpakował dwie kulki
prosto w głowy zbliżających się do nich zarażonych.
Odwrócił się i krzyknął do jednego z żołnierzy. Ten tylko spojrzał na niego
spanikowany, po czym strzelając, zaczął uciekać. Tchórze, wszędzie tchórze,
warczał w myślach. Sam kapitana przecież, do cholery, nie uniesie!
Dymitr jedną rękę zaciskał na ranie, drugą na ziemi, próbując wstać. Zachwiał
się i w ostatniej Krystian złapał go za bok. Przewiesił jego ramię przez szyję
i strzelił w kolejnego nieumarłego. Było ich coraz więcej, a żołnierze uciekli.
Pozostała tylko garstka, która chyba również zwątpiła, bo zaczęła wycofywać się
do centrum strefy.
— Nie mogą wpuścić tu zombie, tam jest szpital — wychrypiał Dymitr, wyciągając
zza paska pistolet. Nie był w stanie strzelać z AK, ale lekki G17K mógł
utrzymać w jednej ręce. Sycząc, stękając i przeklinając, wymierzył w
nadbiegające zombie. Przymknął jedno oko, bezbłędnie strzelając prosto w czoło.
Musieli coś zrobić, było ich zbyt wielu. Dymitr odsunął rękę od rany, od razu
kwitując to soczystym przekleństwem. Czuł rwący, trudny do wytrzymania ból,
jakby ktoś wsadził mu w brzuch petardę, która rozrywała mięśnie na kawałki.
Zakrwawioną ręką sięgnął po nadajnik, uruchamiając go. Wkrótce zjawią się
posiłki, nie wiedział jednak, ile czasu zajmie dotarcie tutaj innych oddziałów.
— Nie możemy dopuścić, żeby zombie przeszły dalej — wychrypiał, ale
krzyknął nagle, aż zataczając się do przodu. Krystian podtrzymał go szybko, ale
niefortunnie otarł się ramieniem o ranę na brzuchu.
— Chcesz, kurwa, zdechnąć?! — wydarł się na niego, podtrzymując i nie zważając
na jego protesty, ruszył w stronę budynków. — Cały twój pieprzony oddział to
pierdolone tchórze — wyrzucał z siebie, sam nie wiedząc, dlaczego jest taki
nerwowy. Przecież nic by się nie stało, gdyby Dymitr zdechł jak kundel.
Przecież sam mu tego życzył. A teraz tacha go i próbuje uratować mu życie.
Paranoja. — Idziemy w stronę kamienic. Ludność jest raczej pokojowo nastawiona
do wojsk, nie? — zapytał, obejmując go ciaśniej.
— Nie pójdę stąd! — warknął Dymitr, ale nie próbował się wyrwać, nie miał siły.
— Nie mam, kurwa, pojęcia, jak — jęknął cicho, mocniej łapiąc się za ranę —
nieumarłym udało się zrobić dziurę w siatce pod napięciem. Ci cholerni
żołnierze mieli chronić granic. Pouciekali jak tchórze. Jeśli przeżyją,
wszystkich zatłukę jak psy.
Krystian nawet na niego nie spojrzał, tylko ciągnął w stronę kamienic. Podszedł
do jednych drzwi i walnął kilka razy w drewno otwartą dłonią.
— Potrzebuję pomocy! — krzyknął, mając nadzieję, że zrozumieją. W końcu jednak
usłyszał skrzypniecie, zupełnie jakby ktoś ściągał belkę barykadującą drzwi.
Następnie kilka kolejnych odgłosów, jakiś spadający łańcuch. Zmarszczył brwi,
po czym rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu zarażonych. Żaden nie był na tyle
blisko, aby im zagrażać.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki mężczyzna, poganiając gestem ręki.
Krystian nie czekał dłużej, wszedł do ciemnego przedpokoju, przytrzymując
słabego Dymitra. Mężczyzna spojrzał na nich, po czym szybko zamknął drzwi,
przekluczył, założył łańcuch, a następnie nasunął na nie belkę.
Mieszkańcy najwidoczniej nie czuli się tu bezpiecznie, skoro mieli takie
zabezpieczenia. Pamiętał, że w Warszawie, tuż po wyznaczeniu granic, wszystko
wróciło do normy. Nikt nie spał z bronią pod poduszką, nikt nie zostawał na
warcie, gdy reszta spała, a co najważniejsze, nikt nie barykadował drzwi i nie
zabijał okien dechami.
Rozejrzał się dookoła, z pomieszczenia obok wysunęła się młoda dziewczyna z
włosami upiętymi w warkocz. Mężczyzna powiedział coś do niej po białorusku, a
ta kiwnęła głową i podeszła do Krystiana.
— Zanieść go do salonu — powiedziała łamanym angielskim. Krystian kiwnął głową
i razem z Dymitrem ruszył do wskazanego pomieszczenia. W oknach znajdowały się
grube okiennice zamykane od wewnątrz, aby być w każdym momencie przygotowywanym
na wypadek czegoś takiego, co właśnie się stało.
Dymitr coś zaseplenił pod nosem. Tracił powoli przytomność. Krystian ułożył go
na kocu, który został rozłożony przez dziewczynę.
Rozpiął powoli mężczyźnie płaszcz, a następnie nożem, który podała mu
dziewczyna, rozpruł jego koszulę. Gdy zobaczył obficie krwawiącą ranę, przeklął
i nie myśląc już wiele, ściągnął własną kurtkę i przycisnął ją do postrzału.
— Ty musisz szpital — powiedziała dziewczyna, patrząc to na swojego ojca, który
stał niedaleko, to na Krystiana. Po chwili powtórzyła to samo, tylko po
białorusku. — On traci krew, ty szybko musi.
— Muszę, muszę! Ale szpital jest przecznicę stąd! A na zewnątrz latają
zarażeni! — krzyczał, w panice. — Dymitr, cholero jedna. Ruski psie! — wrzasnął
do mężczyzny, bijąc go po twarzy. — Nie możesz umrzeć, słyszysz?
W międzyczasie mężczyzna powiedział coś do dziewczyny. Tak kiwnęła ochoczo
głową.
— Papa da wam samochód. — Położyła dłoń na ramieniu Krystiana. — Zawieziesz,
da?
Krystian aż otworzył szerzej oczy. Potaknął żwawo, na co dziewczyna uśmiechnęła
się lekko. Ludzie tu naprawdę musieli lubić wojskowych, przecież normalnie nie
wpuściliby ich do mieszkania. Ale właściwie to wiele wojsku zawdzięczali,
przede wszystkim przestrzeń do życia.
— Szybko, czasu brak, papa pomoże ci go przenieść. Samochód jest na podwórze.
Tam nie ma dostępu z zewnątrz, trzeba bramę wysoką otworzyć. Zarażeni nie wejść
— mówiła, wstając.
I już po chwili Krystian odpalał stare Cinquecento. Wszystko działo
się szybko, Dymitr już dawno stracił przytomność i dosłownie każda sekunda
mogła zadecydować o jego życiu albo śmierci. Polak nie chciał już się
zastanawiać, dlaczego tak martwi się o tego faceta. Zrobi to później, gdy już
jego życiu nie będzie nic zagrażać.
Wyjechał na ulicę, potrącając jednego z zarażonych. Nie przejął się, tylko
jechał dalej, prosto do szpitala. Tu na szczęście nieumarli jeszcze nie
dotarli. Szybko wyskoczył z małego samochodu, obszedł go i wytargał Dymitra z
pojazdu. Przerzucił go sobie na plecy i ruszył schodami do wejścia do budynku.
— Pomocy! — krzyknął, zwracając na siebie uwagę jakiejś pielęgniarki. — Pomocy,
proszę. Został postrzelony! — krzyczał dalej. Pielęgniarka podbiegła do niego,
ściągając po drodze jakiegoś lekarza. I już po chwili Dymitr został od niego
odebrany i przeniesiony na nosze. Właściwie, tyle go widział, bo zabrano go do
jakiejś sali. Krystian, gdy poczuł, że wykonał już swoje zadanie, opadł na
krzesło, czując jak wszystko z niego spływa. Dalej jednak jeszcze niepokoił się
o życie swojego przełożonego. W końcu ten stracił naprawdę wiele krwi.
Nie wiedział, ile tak siedział. Minutę? Godzinę? Pół dnia? Ocknął się, gdy z
sali, do której zabrano Dymitra, wyszedł lekarz. Był to starszy mężczyzna, z wąsem
na pół twarzy i siwymi, zaczesanymi do tyłu włosami. Wycierał ręce jakąś białą
szmatą i wzdychał co chwilę.
— Coś się stało? — zapytał Krystian, podnosząc się ze swojego miejsca.
— Stracił dużo krwi, musimy zrobić transfuzje, ale nie mamy jego grupy krwi —
powiedział lekarz, drapiąc się po wąsie. — Jeżeli jej szybko nie dostanie,
umrze. Nie mamy tutaj sztucznych pomp, musi być krew.
Krystian aż otworzył szerzej oczy.
— Ja mam zero — powiedział cicho. — Mogę oddać. — Kiwnął głową, jakby sam
chciał siebie upewnić.
Lekarz zrobił zaskoczoną minę, ale również pokiwał szybko głową.
— Chodź, musimy zbadać twoją krew. Jeżeli będzie w porządku, pobierzemy ją.
Krystian poszedł za lekarzem, który zaprowadził go do białego, wyłożonego
kafelkami pomieszczenia. Kazał usiąść na zielonym krześle i podwinąć rękaw
koszuli. Później zacisnął na ramieniu chłopaka opaskę i przemył przedramię wodą
utlenioną. Zabrał długą strzykawkę i już po chwili wbijał się w żyłę Krystiana.
Od razu pobrał większą ilość krwi, żeby, gdy będzie w porządku, podać ją
Dymitrowi.
— Pielęgniarka zaraz przyniesie ci coś do jedzenia — powiedział lekarz i
wyszedł szybko z pojemnikiem szkarłatnej, gęstej krwi.
Krystian odchylił głowę, opierając ją o zimną ścianę. Miał nadzieję, że ten
ruski dupek przeżyje.
Nie miał pojęcia, ile tak siedział. Głowa pulsowała mu, jakby uderzył nią
kilka, kilkanaście razy w mur. Było mu słabo i zimno. Nie miał pojęcia, ile tak
siedział, zanim nie przyszła pielęgniarka, wręczając mu chleb z cienko
posmarowaną margaryną i oprószony solą. Całkowicie stracił poczucie czasu.
— Co z nim? — zapytał, kiedy kobieta chciała już wychodzić.
— Operują — zbyła go opryskliwym tonem, urażona, że w ogóle musiała mu
odpowiedzieć.
Gdy poczuł się już lepiej, wstał i wyszedł na korytarz, przyciągnięty hałasem,
jaki wydobywał się zza drzwi. Cudem uniknął zderzenia z jakimś mężczyzną. Na
korytarzu panował ogromny harmider, zdezorientowali ludzie krzyczeli coś,
wymachiwali bronią. Już chciał iść i zapytać kogoś o Dymitra, ale ktoś go
zatrzymał.
— Twoja krew jest w porządku — powiedział lekarz.
— Dobrze, czy już…
Mężczyzna uciszył go niecierpliwym ruchem ręki i wepchnął z powrotem do pokoju.
— Przyjęła się, ale potrzebujemy jej jeszcze więcej, żeby przeżył. Druga
transfuzja jest niebezpieczna. Zgadzasz się? Możesz…
— Tak — przerwał mu Krystian, ponownie podwijając rękaw koszuli.
Lekarz nie czekając na nic przygotował sprzęt i już po chwili było po wszystkim.
— Jak się czujesz? — zapytał, łapiąc półprzytomnego Krystiana za ramiona i
potrząsając nim.
— Dobrze — powiedział chłopak, krzywiąc się lekko.
— Przyślę po ciebie pielęgniarkę — zapewnił i pośpiesznie wyszedł z kolejnym
pojemnikiem krwi Krystiana.
Dymitr obudził się z soczystymi przekleństwami na ustach. Wszystko
bolało go, jakby przejechało po nim czołg. Chciał sięgnął ręką czoła, ale z
trudem się ruszał. Pokój wirował i przez chwilę miał wątpliwości, gdzie się
znajduje. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie ranę w brzuchu, dom
jakiegoś Białorusina, później już nic więcej nie pamiętał. Dopiero kiedy
rozejrzał się po pomieszczeniu, zorientował się, że leży w szpitalnej sali. Do
jego ciała podłączona była jakaś aparatura.
— Obudził się, doktorze! — usłyszał kobiecy głos, ale nie potrafił go
zlokalizować. Do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna i cała uwaga Dymitra
skupiła się na nim.
— Co się stało? — wycharczał z trudem. Jego gardło było suche na wiór, prawie
niemożliwym było przełykanie ślina, a co dopiero mówienie.
— Zostałeś postrzelony i miałeś operację. Myślę, że wszystko będzie w porządku.
— Zombie…?
— Zaatakowali kilkoro mieszkańców, ale oddziały przyjechały na czas. Nieumarłym
nie udało się dotrzeć do szpitala — oznajmił, po czym zapisał coś na karcie. —
Masz dobrego przyjaciela. Dzięki niemu jeszcze żyjesz. Powinieneś mu
podziękować. Mało kto decyduje się na podwójną transfuzję.
Ale Dymitr nie zdążył zapytać lekarza, o kogo mu chodzi. Mężczyzna kliknął coś
na urządzeniu, do którego był podłączony i wyszedł.
Minęła godzina. A może dwie. A może jeszcze więcej, Dymitr nie wiedział. Leżał
i wpatrywał się w sufit, aż nie usłyszał przytłumionych głosów dochodzących zza
drzwi.
— Powinieneś leżeć — powiedział znany mu już głos lekarza.
— Ale ta głupia flądra nie chce mi powiedzieć, co z nim — prychnął Krystian.
Dymitr uśmiechnął się pod nosem, tak, ten opryskliwy ton rozpoznałby wszędzie.
— Dobrze. Właściwie, jeżeli chcesz, to możesz wejść i sam sprawdzić. Ale jeżeli
śpi, nie budź go — powiedział jeszcze lekarz i już po chwili drzwi otworzyły
się, a w progu stanął nie kto inny jak Krystian. Tylko, że ledwo co stał na
nogach, podtrzymując się framugi. Był cały blady i miał mocne sińce przed
oczami.
— Ciężko cię zabić, co? — prychnął Krystian, kiedy ich wzrok się spotkał. Nie
wspomniał o tym, że gdyby nie to, że zataszczył jego ciało do szpitala, a
później oddał całą masę krwi, ten prawdopodobnie by już nie żył.
— Ciebie też — powiedział Dymitr, analizując sytuację. Ciężko było mu uwierzyć,
że to akurat Krystian oddał dla niego krew. Ale jeżeli nie on, to kto? Dymitr
nie miał przyjaciół, to pojęcie było dla niego całkowitą abstrakcją. —
Wyglądasz gorzej jak gówno. Nawet ja po operacji prezentuję się lepiej —
powiedział, ale uśmiechnął się lekko, niepewnie.
— Jak gówno wyglądam dlatego, że uratowałem twój tyłek — powiedział i zrobił
krok do środka, zamykając za sobą drzwi. — I nawet nic za to nie mam, żarcie
gorsze niż w naszej jednostce. Chleb smakuje jak podeszwa, a mięsa prawie nie
ma — westchnął ciężko, opadając na krzesło, jakie stało niedaleko jego łóżka. —
Ale widać, że humor ci dopisuje. Nie wyglądałeś tak zabawnie, jak cię
taszczyłem do szpitala.
Dymitr prychnął cicho, czując się wyjątkowo głupio, kiedy leżał tak bezradnie
przed Krystianem. Chociaż powiedział, że wygląda lepiej od niego, wcale tak nie
myślał. Prędzej przespałby się z kucharką, niż przyznał, że jest całkowicie i
zupełnie zawstydzony. Nie chciał, żeby Krystian oglądał jego słabość.
— Gdy tylko dopadnę te tchórzliwe psy, zabiję je gołymi rękami. A tego idiotę,
który we mnie strzelił, obedrę ze skóry — powiedział całkiem serio.
Przez chwilę panowało między nimi milczenie. Dymitr bił się z myślami.
Wiedział, że powinien podziękować za uratowanie życia. Ale rozbolało go nagle
gardło tak bardzo, że myślał, że pękną mu migdałki i znowu się wykrwawi. Skoro
Krystian już się poświęcił, lepiej żeby Dymitr przeżył cało.
Chłopak spojrzał na niego i westchnął ciężko.
— Ja wiem, że to nie rozmowa na teraz — powiedział powoli, gapiąc się we własne
ręce. — Ale trochę mi to ciąży… To nie są normalni zarażeni. — Pokręcił głową. —
Teraz jestem stuprocentowo pewny, że coś z nimi nie tak.
Dymitr pokiwał głową, wciąż nie chcąc się odzywać. Pomyślał, że gdy nie będzie
prowadził z Krystianem rozmowy, ten w końcu zwątpi i sobie pójdzie. I wróci,
gdy Dymitr będzie już czuł i wyglądał lepiej. To brzmiało jak dobry plan, więc
milczał uporczywie, wpatrując się w ścianę za plecami Krystiana. Może chłopak
naprawdę pomyśli, że coś go boli i sobie pójdzie?
Chłopak prychnął i wstał.
— Dupek jak zawsze — powiedział i zawahał się przez chwilę. Spojrzał na niego,
po czym nachylił się i pocałował go krótko. — Nie ma za co — prychnął i ruszył
do wyjścia.
Krystian został na obserwacji jeszcze jeden dzień, po czym zwolnili go, życząc
powodzenia w dalszym zwalczaniu nieumarłych. Dymitr miał zostać na oddziale
jeszcze dobre trzy tygodnie. Nie zgodził się na to jednak i dowództwo
postanowiło przetransportować go do szpitala w laboratorium. Dni upływały mu naprawdę żmudnie. Zaczęły się nawet zlewać w jedno i, chociaż nigdy nie przyznałby się do tego na głos, od zwariowania ratowały go odwiedziny Krystiana. Dzięki nim jakoś przeżył te dwa i pół miesiąca w szpitalu.
— Będziesz mi czytał Puszkina — powiedział Dymitr, kiedy Krystian wszedł do
sali, w której leżał. — Dostałeś nowego kapitana na czas mojej
rekonwalescencji?
Chłopak uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
— Tego Amerykanina — powiedział, zadowolony. — Świetnie mówi po polsku, ciągle
mnie zaskakuje — przyznał. — A ty? Kiedy zdechniesz? — zapytał, siadając obok
łóżka.
— Powinieneś raczej zapytać, kiedy cię wypieprzę — odparował Dymitr i
uśmiechnął się półgębkiem.
Krystian odpowiedział na uśmiech i wyprostował się.
— Spoko, mam Błażeja. — A prawda była taka, że ostatnio nawet z nim nie
flirtował. Oczywiście nie to, żeby Błażej nie próbował, ale po prostu Krystian
nie miał ochoty. Już nawet ten facet przestał go pociągać.
Dymitr zacisnął pięści na prześcieradle. Tylko tyle mógł zrobić. Nie chciał
zabijać Krystiana, bo, koniec końców, w końcu ten pyskaty Polak uratował mu
życie. To zobowiązywało.
— I daje radę? — zapytał więc z powątpiewaniem Dymitr, starając się przybrać
najbardziej obojętny, ale i pogardliwy wyraz twarzy, na jaki było go stać.
— Och, oczywiście — powiedział Krystian i zagryzł dolną wargę, rozbawiony. — Ma
takiego chuja, że jak raz mnie wypieprzy, to później czuję go przez dwa dni —
mówił, obserwując zmieniającą się mimikę twarzy Dymitra. Wiedział, że ten
denerwuje się na samo wspomnienie o Błażeju, nie mówiąc już o słuchaniu czegoś
takiego. — Jak tak porównuję — udał, że się zastanawia — to stwierdzam, że w te
klocki bije cię na głowę.
Dymitr nie wytrzymał. Zobowiązanie poszło się pieprzyć. Wyciągnął spod
materaca PP 2000, na który nałożony był tłumik. Wymierzył bronią w zaskoczonego
Krystiana.
— Wiesz dlaczego lubię ten pistolet? Bo używając rosyjskich amunicji jest w
stanie przebić nawet kamizelkę kuloodporną — powiedział, odbezpieczając go. — W
sumie, ja też uratowałem ci kiedyś życie. Obrzygałeś mnie, kiedy cię niosłem,
więc myślę, że jesteśmy kwita. Mogę cię zabić bez wyrzutów sumienia. Nie, żebym
jakieś miał. Zwłaszcza w stosunku do ciebie.
Krystian otworzył szerzej oczy, patrząc na pistolet. Miał dziwne wrażenie, że
Dymitr naprawdę nie zawaha się strzelić, dlatego uniósł dłonie.
— Żartowałem! — powiedział, nie potrafiąc uspokoić swojego drżącego głosu. —
Żartowałem, okej?! Po powrocie do laboratorium nawet na niego nie spojrzałem! —
Dymitr, trochę zaskoczony, opuścił broń, a Krystian widząc to, odetchnął
ciężko. Oparł łokcie o kolana i zasępił się. — Do niczego nie doszło, odkąd
znalazłem się w laboratorium. Jedynym, który mnie pieprzył, jesteś ty. Lepiej? —
prychnął, nawet na niego nie patrząc, tylko błądził spojrzeniem po jasnych
ścianach pomieszczenia.
— Dobrze — stwierdził w końcu Dymitr, patrząc głupio na swój pistolet. Naprawdę
zaskoczyły go słowa Krystiana. Był pewien, że chłopak używa w najlepsze, gdy
nie może go kontrolować. Wierzył jednak w to, co powiedział. Nie wiedział, czy
bardziej chciał w to wierzyć, czy rzeczywiście ufał chłopakowi. Albo nie,
inaczej, potrafił rozpoznać, kiedy ktoś kłamał. Na trzeźwo obstawałby przy
trzeciej opcji, jeżeli miałby być ze sobą szczery, wybrałby pierwszą. Drugie
rozwiązanie wchodziło w grę tylko wtedy, gdyby naćpał się arszeniku.
Krystian mruknął coś pod nosem, wyraźnie zawstydzony swoim wyznaniem. Przez
chwilę bawił się nerwowo palcami, wyłamując je, wstał nagle i powiedział:
— To ja już pójdę.
Dymitr usiadł gwałtownie i skrzywił się, łapiąc za brzuch.
— Wiesz — zaczął, uśmiechając się krzywo — czuję się już lepiej — powiedział,
chociaż, prawda była nieco inna. — I cóż…
Chłopak spojrzał na niego, zaskoczony. Zmarszczył brwi, zastanawiając się
chwilę.
— Połóż się — powiedział i podszedł do drzwi. Dymitr już chciał coś krzyknąć w
jego stronę, gdy pomyślał, że ten po prostu tak sobie wyjdzie. Jednak Krystian
tylko przekręcił klucz i wrócił, ściągając koszulę. — No dalej, kładź się —
powiedział, uśmiechając się przebiegle.
Dymitr oblizał wargi i z pewnym wahaniem położył się na łóżku. Uchylił nieco
kołdrę. Miał na sobie tylko luźne spodnie od piżamy. Nie pozwolił założyć sobie
szpitalnej koszuli nocnej. Przez cienkie spodnie było widać, że jest już
półtwardy. Milczał, obserwując w napięciu Krystiana.
Chłopak schylił się, aby rozwiązać swoje wysokie, wojskowe buty. Ściągnął je
szybko, po czym rozpiął spodnie i już po chwili stanął przed Dymitrem nagi.
Uśmiechnął się lekko, podchodząc do łóżka, na które wspiął się zgrabnie i
usiadł na biodrach mężczyzny. Pochylił się nad nim i złapał zębami jego dolną
wargę, po czym zassał się na niej.
— Nie wiem, jak to robisz — powiedział, gdy puścił jego usta. — Ale nie mam
ochoty na nikogo innego, prócz ciebie — dodał i pocałował go mocno.
Dymitr zamrugał, nie wierząc w to, co słyszy.
— Powtórzysz? — zapytał, mając coraz większe podejrzenia, że chłopak robi sobie
z niego po prostu jaja. — Jeszcze mi ołtarzyk wystaw z gipsową odlewką mojego
penisa — powiedział ironicznie, ale, oczywiście, dał się całować i dotykać.
Dłonie chłopaka były przyjemnie szorstkie.
— Spadaj i nie nabijaj się — burknął, żałując, że to powiedział. Był cały
czerwony na twarzy. Odsunął się od Dymitra nieco, ale tylko dlatego, żeby zająć
się rozpinaniem koszuli. Po chwili pochylił się nad jego piersią i zaczął
powoli całować, aż nie doszedł ustami do jego sutka.
— Racja — powiedział Dymitr spokojnie, usatysfakcjonowany taką reakcją
chłopaka. Jeżeli się czerwienił, znaczyło, że naprawdę mówił poważnie. — To ty
się będziesz zaraz nabijał — dodał i uśmiechnął się prowokacyjnie. Złapał
chłopaka za kark, masując go stanowczo. Już był twardy. Brakowało mu tego. Ust,
dotyku, ciała Krystiana.
Chłopak spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko, sięgając jedną dłonią w tył
i wsuwając ją do spodni od piżamy. Złapał za twardego penisa, pocierając go, a
w międzyczasie mocno całując Dymitra. Ich języki splotły się, a stróżka śliny
pociekła po brodzie Dymitra. Gdy Krystian odsunął się od niego nieco, starł ją
dwoma palcami, po czym po kilku sekundach zawahania, wsunął sobie te palce do
ust, by po chwili skierować je do swojego tyłka i wsunąć powoli.
Dymitr obserwował (a raczej pożerał) go wzrokiem. Jego źrenice były
rozszerzone, oddychał szybko i głęboko, starając się pamiętać o regularnych
wdechach i wydechach. Krystian był absolutnie seksowny. Chociaż Dymitr nigdy by
mu tego nie powiedział, był chyba najlepszym kochankiem, którego miał.
Sam nie wiedział, czy wolałby obserwować teraz Krystiana, jak pieprzy się
palcami, czy go pocałować. Wychylił się odrobinę, żeby lepiej widzieć to, co
działo się przy jego biodrach. Krystian nadgarstkiem ocierał się o jego
wyprężonego pod piżamą penisa. Spojrzał rozgorączkowany na jego twarz, a
później znowu na biodra i pracującą przy nich rękę. Zacisnął usta, starając się
uspokoić. Było to jednak niemożliwe.
Krystian uśmiechnął się lekko, widząc zainteresowanie Dymitra. Pochylił się nad
nim i pocałował, po czym wysunął rękę ze swojego wnętrza i złapał za sztywnego
penisa.
— Czemu nagle zamilkłeś? — zapytał, masturbując go dłonią leniwie. — Myślałem,
że lubisz gadać — prychnął, po czym liznął go pod szczęką.
Dymitr przełknął ślinę, zastanawiając się nad jakąś błyskotliwą odpowiedzią.
— Cóż… — powiedział ostrożnie, zastanawiając się, czy to dobry pomysł.
Postanowił zaryzykować. — Skoro mam nad sobą takiego faceta, mogę pomilczeć i
podziwiać.
Tylko dzięki temu, ze wyobraził sobie teraz nad sobą amerykańskiego generała, a
nie nagiego Krystiana, nie spłonął rumieńcem. Ostatni, kurwa, raz, pomyślał
sfrustrowany. Nie nadawał się do prawienia komplementów. Więcej, był w tym
kompletnie beznadziejny.
Chłopak aż na chwilę zwolnił ruchy ręki i wpatrzył się kompletnie zszokowany w
Dymitra. Nie wierzył, że kiedykolwiek coś takiego od niego usłyszy. Od Błażeja
słyszał wiele razy, ale Dymitr…? Był pewny, że ten facet prędzej sobie język
odgryzie, niż powie mu coś miłego.
Uśmiechnął się powoli, po czym pochylił się nad nim i pocałował. Mocno i nieco
chaotycznie.
Dopiero po chwili uniósł się i nakierował główkę penisa na swoje wejście.
Powoli opuścił się na nią i stęknął głośno.
— Jak chcesz… — stęknął. — To potrafisz być miły — powiedział, gdy już cały
członek się w nim znajdował.
— Jak chcę — syknął Dymitr przez zaciśnięte gardło — potrafię wiele rzeczy.
Wydał z siebie zduszony okrzyk, kiedy Krystian opuścił się na niego. Brakowało
mu tego jak jasna cholera. Kiedy wyjdzie, wykastruje tego głupiego sukinsyna,
który go postrzelił. Chociaż chciał, nie był w stanie wychodzić naprzeciw ruchom
Krystiana. Wciąż zbyt bolał go brzuch, żeby mógł go napinać, wyrzucając biodra
w górę. Był zdany na chłopaka, który z zapamiętaniem unosił się i opadał na
jego penisie. Łóżko skrzypiało pod nimi przeraźliwie, ale to była ostatnia
rzecz, na którą Dymitr zwracał w tym momencie uwagę. Nie interesowało go
absolutnie nic oprócz obezwładniającego uczucia gorąca i ciasnoty oraz
zapierającego w dech widokowi spoconego Krystiana, całkowicie pochłoniętego
pieprzeniem się na jego penisie.
— O Boże — stęknął, po czym pochylił się i pocałował go mocniej. — W takim
razie szkoda, że tak rzadko ci się chce — powiedział, nawiązując do przerwanej
rozmowy.
— Wtedy doceniasz to bardziej — stwierdził Dymitr i namiętnie oddał pocałunek.
Czuł pot spływający z czoła. Obserwował Krystiana poruszającego się na nim i w
końcu złapał jego penisa, pocierając kciukiem wilgotną główkę. Chłopak doszedł
gwałtownie na ten dotyk, opryskując go spermą. Dymitr jęknął cicho, zbierając
jasne krople z klatki i wsuwając je sobie do ust.
— Rany — jęknął, widząc to. Zacisnął się mocniej na jego penisie, po czym
zaczął się szybciej poruszać, mimo że był już bardzo zmęczony. Po kilku ruchach
Dymitr też doszedł głęboko w jego wnętrzu. Krystian zatrzymał się, oddychając
szybko i pochylił się nad mężczyzną, znów całując. Uwielbiał to robić.
Właściwie, to mógłby się z nim całować przez cały czas. W końcu jednak zszedł z
niego i ułożył się obok. Łóżko wcale nie było takie wąskie. Wpatrzył się w
profil mężczyzny. — To serio niesprawiedliwe, że taki skurwiel jak ty jest tak
przystojny.
Dymitr uśmiechnął się jak zadowolony niedźwiedź. Nie odwdzięczył się jednak
komplementem. Uznał, że nie ma co za bardzo rozpuszczać Krystiana.
— A co z tym Puszkinem? — zapytał nagle.
Krystian położył dłoń na jego piersi i przesunął nią leniwie, wodząc palcem po
skórze.
— Ale po angielsku… — powiedział, nie wiedząc, do czego mężczyzna zmierza. Po
co mu to było?
— Nie chcesz się nauczyć rosyjskiego? Brzmiałbyś seksownie, gdybyś mówił mi,
jak mam cię pieprzyć w moim języku. — Spojrzał na niego trudnym do
rozszyfrowania wzrokiem.
Krystian zastanowił się chwilę.
— Nie — powiedział. — Bo wtedy ty nie będziesz brzmieć seksownie, jak będę cię
rozumiał — mruknął. — A wolę nie wiedzieć, co ty tam pieprzysz pod nosem.
Dymitr zaśmiał się cicho, całkowicie odprężony. Lubił tego dzieciaka, nawet
rozmowa z nim była wyzwaniem.
— W porządku — zadecydował w końcu. — Ale ty możesz mnie nauczyć polskiego.
— Żartujesz? — prychnął, uśmiechając się. — Nie mam zamiaru pozbawić się
rozrywki, jaką jest rozmowa przy tobie w języku, którego nie rozumiesz. — Nim
Dymitr zdążył zareagować, Krystian już podniósł się z łóżka i zaczął na siebie
pospiesznie zakładać rzeczy.
— Mudak — warknął Dymitr, odwracając się, żeby mieć lepszy widok.
— I właśnie o tym mówiłem — zaśmiał się Krystian. — Wolę nie wiedzieć, co to
znaczy — powiedział, gdy już był w pełni ubrany. Podszedł do łóżka i nachylił
się nad Dymitrem, po czym pocałował go mocno. Szybko się odsunął, a gdy już
stał przy drzwiach i przekręcał klucz, dodał z szerokim uśmiechem: — Przyjdę
jutro. — I wyszedł.
— Spróbuj bez Puszkina — warknął Dymitr, chociaż i tak wiedział, że Krystian
tego nie usłyszy.
Miałam iść spać, już nawet chciałam wyłączyć komputer, gdy nagle zauważyłam na "pulpicie nawigacyjnym", iż został dodany nowy rozdział. No nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam xD
OdpowiedzUsuńJej! Dymitr przeżył. Krystian zachował się słodko. Pomógł mu i w ogóle. No i najważniejsze: olał Błażeja! Tak się z tego powodu cieszę! Przejrzał na oczy i całkowicie interesował się kapitanem. Ciekawe czy Dymitr nadal nim będzie..
Co dalej... A uwielbiam rozmowy Polaka i Rosjanina! Są wspaniałe ^-^
Jako, że jestem zmęczona swój komentarz zakończę w tym momencie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdzialik (a ma się pojawić w tym tygodniu! Super ;3)
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Juhu! Jestem pierwsza!
UsuńFajnie, że to Krystian uratował Dymitra. Miałam nadzieję, że tak będzie. Jednak teraz jedno nie daje mi spokoju. „Tam leżał już bity tydzień.” Tydzień? Moim zdaniem powinien być w tym miejscu dłuższy okres czasu wpisany i byłoby świetnie. Z tym tygodniem to zdecydowana przesada. To był postarzał w brzuch. Po tygodniu pewnie jeszcze szwów zewnętrznych mu nie zdjęli. Po znacznie prostszych operacjach, mniej inwazyjnych nie można jeszcze uprawiać seksu po tygodniu. Nie mówiąc już o tym, że jak się dochodzi to mięśnie pracują i to ch*lernie by bolało. No dobrze, jeszcze powinnam doliczyć czas transportu i dzień na poprzednim oddziale, ale mimo to nie wychodzi dosyć czasu. Zdziwiło mnie to, bo doskonale wiedziałyście chwilę wcześniej, że powinien zostać w szpitalu przynajmniej trzy tygodnie.
OdpowiedzUsuńTeraz pytanie jak Dymitr będzie pracował? Jego praca jest fizyczna. Logicznie rzecz biorąc teraz Dymitr powinien być wyłączony z większego wysiłku fizycznego na przynajmniej 3 miesiące. A może i dłużej. Zależy co kula w jego brzuchu uszkodziła. Wiem, że to inny świat, ale chodzi o człowieka.
Czekam na spotkanie Dymitra z ojcem. Pewnie nie będzie zachwycony stanem syna i nie tylko z powodu troski o jego stan zdrowia. Może jednak okaże się troskliwy, ale nie liczę na to. Dymitr zawiódł nieudaną misją, a jego ojcu zależało na sukcesie syna.
Niestety, jako osoba pracująca w służbie zdrowia muszę się zgodzić w pełni z przedmówczynią. Nie ma absolutnie żadnych szans, by po tygodniu od postrzału w brzuch uprawiać seks - nawet jeśli się leży i nic nie robi. To są rozwalone mięśnie, rozwalona otrzewna, rozwalone narządy wewnętrzne. Oczywiście wszystko zależy od tego gdzie ta kula trafiła, ale sam fakt, że była operacja w brzuchu - podczas takiej operacji dosłownie wyrzuca się na zewnątrz wszystkie bebechy i wierzcie mi, nie ma szans by po tygodniu uprawiać seks :P Do tego dochodzą różne powikłania, zapalenia, itp. Brzuch jest bardzo bardzo niebezpiecznym miejscem i trudno nad nim zapanować.
UsuńI faktycznie, 3 miesiące to jest absolutne minimum, by po operacji brzucha móc się poruszać w miarę bezboleśnie (a niektórzy pacjenci mówią, że dopiero ok. 4 miesiąca im przechodzi). Dlatego będzie absolutnie nierealne, jeśli Dymitr za miesiąc zacznie ganiać za zombie.
Wiem, czepiam się, ale wiecie - zboczenie zawodowe nie pozwala mi obok takich błędów merytorycznych przejść obojętnie xD
To tyle uwag :) Poza tym rozdział bardzo fajny, jak zawsze zresztą :)
Zwróć uwagę na to iż Dymitri jest z Rosji,
Usuńwięc ja bym się nie zdziwiła gdyby po tygodniu od operacji wstał na równe nogi i zaczął znowu latać za zombie ; - ;
Co do opowiadania jest naprawdę wciągające, całe 8 rozdziałów pochłonęłam w jeden dzień, i pomyśleć że trafiłam tu przez przypadek :3
Mam nadzieję również, że Błażej znajdzie sobie inny obiekt westchnień i zostawi Krystiana w spokoju, na początku kiedy zobaczyłam karty postaci myślałam, że Błażej będzie za wszelką cenę chciał uwieść i wykorzystać seksualnie Krystiana, a dzielny Dymitri da mu po twarzy, jednak to tylko moje wyobrażenia. W każdym bądź razie Błażej jako jedyny nie przypadł mi do gustu .___.
Pozdrawiam i życzę dużo weny <33
Satoru~~
Zdecydowanie jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie miałam przyjemność czytać :)
OdpowiedzUsuńDialogi między chłopakami są fantastyczne, bardzo je lubię (jestem bardzo ciekawa, kto je pisze? ;) ). Dymitr jest najlepszy. Taki skurwysyn. Chociaż nie wiem czy chciałabym go spotkać na żywo. Krystian ma gadane. Pasują do siebie z Dymitrem.
Bardzo mi ulżyło, że po tym postrzale zainteresowanie Krystiana Błażejem spadło do zera (miałam taką nadzieję,że to się stanie). Mam nadzieje, że na horyzoncie Błażeja pojawi się jakiś godny zainteresowania szeregowy, który będzie dla niego spełnieniem jego marzeń.
Zakładam, że spotkanie Dymitra z ojcem nie będzie najprzyjemniejsze, jeśli obaj mają taki sam charakter. Miejmy tylko nadzieję, że nie odbije się to za bardzo na Krystianie. Zdenerwowany D może być bardzo nieprzewidywalny, że tak powiem :)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :)
Pozdrawiam,
N.
I kto by pomyślał, że marudzenie jednak coś da ;) bardzo się cieszę z rozdziału, oczywiście boski ^^
OdpowiedzUsuńKrystian jest taki słodki jak się martwi xD i zrobił dla Dymitra tyle dobrego... najpierw krew a teraz rekonwalescencja ^^ tylko go na rękach nosić hehe
Dobrze że Błażej poszedł w odstawkę. A zombiaki... Czy oni jakby nie rozwijają się lepiej bo są bliżej miejsca wybuchu epidemii?? A może tu chodzi o te eksperymenty? Może naukowcy coś zwalili i nie chcą się przyznać?? W każdym razie czekam niecierpliwie :D
pozdrawiam i jak zawsze weny MaWi
Jeju Dymitr był nawet słodki, no jak na niego. Bardzo się cieszę, że Krystian nie reaguje na zaczepki Błażeja. :D Niech znajdzie sobie kogoś innego. Czyżby Dymitr zaczynał do Krystiana czuć coś więcej niż pożądanie.. Na przykład sympatię? :D Nie mogę się doczekać jak Dymitr będzie już zdrów i gotów do zabaw ze swoim ''podwładnym''. :D A no i kolejnego rozdziału też już się nie mogę doczekać. :) Pozdrawiam i życzę mnóstwa weeeny ^^
OdpowiedzUsuńJeszcze się tak nie śmiałem z komplementu xd Po prostu ach i och za ten rozdział :3 A jednak Krystian ocalił kapitana. Jak już wspominałem - romantycznie :D Macie, kochane, niezwykłe poczucie humoru i to w Was uwielbiam. Jednak szkoda mi Błażeja. Naprawdę fajna z niego dupa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bustle.
Witaj:)
OdpowiedzUsuńJeżeli jesteś nadal zieloną papryką, to ja czekam kiedy napiszesz, że kolor zmieniłaś na czerwony, że dojrzałaś...albo stałaś sie ostra:) Wtedy w twoich opowiadaniach będzie się działo :) Żartuję, masz świetny nick.
Piszesz świetnie, potrafisz przekazać niesamowicie ciekawą fabułę w zwięzły i logiczny sposób. Wciąga to.
Bohaterowie. Dziękuję, że nie dałaś za dużo postaci, tak abym nie musiała zastanawiać się, kto, kiedy, jak i z kim.
Krystian i Dymitr są tak ciekawymi postaciami, ten ich ciągły atak, dogryzanie i fascynacja. Dymitr, jest nieobliczalny, zbyt pewny siebie, zbyt arogancki...ale chyba taki powinien być. Ktoś, kto wierzy, że jest ponad innymi, kto musi walczyć i przeżyć.
Krystian, wchodząc w ten seks pokazał, ze nie myśli za dużo. Tylko działa. Ponieważ sądzę, że raczej nikt, kto zastanawia się nad konsekwencjami Swoich zachowań, nie zaczął by niebezpiecznego seksu z aroganckim i chamskim kapitanem.
Teraz czekam na kolejną część,
MOge napisać, że na opowiadanie trafiłam jakiś czas temu. Ale gdy zobaczyłam wojsko, wojna, nieumarli...omijałam je. Jakoś nie należę do miłośników takich klimatów. Lecz ostatni odcinek... postanowiłam przeczytać i wciągnęłam się. Stąd, również pochwała pomysłu i przekazania tego mi, czytelnikowi.
Pozdrawiam Beata
Rozdział uroczy :) Ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu (wiem, że nazwanie czegoś uroczym nie jest niekorzystne, po prostu czasem trafiają się komentujący, którzy zostawiają po sobie ślad pisząc w stylu: "Rozdział jest naprawdę słodki!" A fu i ble). Po tym co działo się między Dymitrem a Krystianem taki rozwój sytuacji jest dla mnie miodem dla duszy :D Po tym jak Błażej się pojawił między nimi nie było zbyt różowo (co tylko dodawało pikanterii) i gdy teraz się pogodzili, to tylko patrzeć co znów wymyślisz! :D Stawiam na to, że Błażej odegra jeszcze swoją rolę i namiesza między Krystianem a Dymitrem. Nie odda tak szybko chłopaka. W końcu jest jedynym znanym mu gejem (z tego co wiem) i fajnym kumplem a w przełożonym widzi tyrana i despotę. Także tak szybko nie wypuści ze swoich macek chłopaka mimo tego, że Krystiana ciągnie do Rosjanina. I prawidłowo :D Trzeba dbać o kontakty z sąsiadami :D
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńSkoro ma na sobie tylko luźne spodnie od piżamy, to jaką koszule rozpina Krystian?
OdpowiedzUsuńHahhahahahahhaha.... to rozbawiło mnie do łez :D
UsuńA kiedy drugi ?
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Kiedy ten drugi obiecany rozdział?
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudny rozdział.... Krystian wybawcą Dymitra... no i to, ze jeszcze oddał mu swoją krew do transfuzji... a scena w szpitalu rewelacyjna... Dymitr bardzo zazdrosny..., aż się przeraziłam jak wyciągnął broń.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No już jestem :3 odrobiłam lekcje i pouczyłam anglika :)
OdpowiedzUsuńWięc tak rozdział boski :p tylko że sex w szpitalu? Trochę dziwne ale i tak nie ubliżyło wartości rozdziału. Transwuzja...brrr....nienawidzę pobierania krwi a co dopiero gdybym musiała oddać tyle co Krystian, chyba bym zemdlała na fotelu na początku wymiotując -.-
Szczykawki są brrr a krew blee. Zawsze jak widzę tą czerwoną ciecz to aż mi słabo T.T
Jestem ciekawa kiedy Dymitr wyzna miłość Krystianowi a Krystek jemu. Oj...już se wyobrażam mega zdziwionął minę Krystka gdy z ust kapitana wychodzą słowa "kocham cię". Bosze...aż mi się śmiać chcę :D lecę czytać dziewiąty rozdział Papatki <3
Trochę martwią mnie te Ząbiaki, jakby nie patrzeć rozum szympansa to one mają. Rozwaliły ogrodzenie, które było pod napięciem czyli co? Wirus się mutuje czy jak?
OdpowiedzUsuńDymitr--> ja uwielbiam tego ruska... Ja ogólnie uwielbiam rusków. Na miejscu Krystiana to spuszczałabym się już w momencie jakbym słyszała haraszo dawajcie! XD Ciągle na ciśnieniu i niezadowolnony z niczego. Mój typ!
No Błażko to ewidentnie jest tu wykożystany żeby chłopaków zbliżyć nie tylko do... ale również do powiedzenia sobie kilku miłych słów :) Ale fakt kawał z niego chłopa! :D
Mam nadzieję, że w późniejszym czasie nie wyjdzie z tego lukrowana matrioszka :)
Pozdro 600