Dziękuję za upomnienie mnie co do długości rekonwalescencji Dymitra i późniejszych igraszek w łóżku. Dobry risercz to przepis na sukces. Zawaliłam na całej linii, przyznaję :)
A z innej beczki - zapraszam do zajrzenia w karty postaci. Czeka na Was tam nasz nowy "Alvaro" :D Wszyscy tacy przystojni, ale przecież lubimy czytać o przystojniakach, no nie?
***
Kiedy Dymitr wciąż jeszcze musiał leżeć w szpitalu, amerykański
generał, który został tymczasowym kapitanem ich oddziału, zarządził, że mają
jechać jako eskorta dla ważnego rosyjskiego generała, który przyjechał z
zachodu i przywiózł ze sobą badania z laboratorium w Barcelonie. Oprócz niego
mieli też asystować w drodze z dworca grupie nowych naukowców.
Podróż na miejsce była długa i męcząca. Musieli wstać o trzeciej
nad ranem, żeby na miejscu być o ósmej. Krystian siedział przy Błażeju, który
drzemał w najlepsze na jego ramieniu. Jemu również czasami się przysnęło.
Wrócił od Dymitra dość późno, jakby tego było mało bolały go plecy, bo kapitan
już powoli wracał do pełni sił. A to oznaczało znacznie ostrzejsze zabawy.
Już z daleka Krystian zobaczył grupę ludzi, czekających na
nieczynnym dworcu kolejowym. Żołnierze krążyli wokół nich z bronią w ręku. Ze
zdziwieniem zauważył, że również na dachu znajduje się kilku strzelców.
Podjechali bliżej i z tłumu wyszedł szczupły, wysoki mężczyzna.
Miał przystojną, prawie arystokratyczną twarz i bardzo Krystianowi kogoś
przypominał. Zamienił kilka słów z amerykańskim generałem, po czym ten machnął
ręką, nakazując żołnierzom wyjść z autobusu.
– Obudź się – szturchnął Błażeja, który poruszył się gwałtownie,
zdezorientowany. – Dojechaliśmy.
– Okej – powiedział, ziewając szeroko. Wstał z miejsca i wyszedł z
autobusu za innymi żołnierzami.
– Generał Iwanowicz, najbardziej zasłużony wojskowy rosyjskiej
armii. – Amerykański generał wskazał na mężczyznę, z którym rozmawiał. Na jego
piersi połyskiwał rząd orderów i odznak.
Żołnierze zasalutowali, a ten skwitował to jedynie minimalnym
skinieniem głowy.
– To oddział Dymitra? – zapytał, a amerykański generał pokiwał
głową. – Nie dziwię się, że nie dają rady. Z takimi żołnierzami nawet Napoleon
by nic nie zrobił. – Zmierzył żołnierzy nieprzychylnym spojrzeniem i w końcu
odszedł, nakazując ich tymczasowemu kapitanowi iść za nim.
Krystian przełknął ślinę, obserwując mężczyznę, który teraz
rozmawiał z jakimś szczupłym, ale w miarę wysokim Latynosem. Przedstawiał go
pułkownikowi, dowodzącemu ich oddziałowi, na co chłopak uśmiechnął się lekko i
pokiwał głową.
– Stawiam, że to jeden z naukowców – szepnął rozbawiony do
Błażeja. – Zobacz jaką ma wymuskaną buźkę. – Faktycznie, Latynos wydawał się
być bardzo delikatny i, co najważniejsze, w ogóle nie pasujący do czasów, jakie
nastały. Wyglądał jak żywcem wyrwany z innej bajki.
– Pewnie jest dobry, inaczej nikt by go nie przedstawiał generałom
– powiedział Błażej, obserwując uważnie mężczyznę. Czuł, jak robi mu się
gorąco, kiedy ten rozejrzał się, na chwilę zatrzymując na nim wzrok. Uśmiechnął
się do niego lekko, ale naukowiec speszony odwrócił szybko spojrzenie, wracając
do rozmowy z generałami. Chociaż był śniady, Błażej bez trudu mógł zauważyć, że
się rumieni. Jego twarz miała dużo ciemniejszy odcień niż wcześniej.
Zatrzymał spojrzenie na jego wydatnych wargach i momentalnie
nasunęła się mu wizja tych ust przy jego kutasie. Nic nie mógł poradzić, że
zawsze podobali mu się mężczyźni o takiej karnacji. I nigdy nie miał też nic
przeciwko tym drobniejszym, właściwie, to lubił czuć się przy partnerze większy.
Latynos miał kręcone włosy sięgające krótko za uszy, a pod jego
prawym okiem wdzięczył się słodki pieprzyk, dodający mu uroku. Na oko mógł mieć
niewiele ponad dwadzieścia lat, musiał być młody. Dziwne, że wzięli takiego
nieopierzonego kurczaczka do laboratorium, pomyślał.
Dopiero później przeniósł spojrzenie na resztę ludzi, zapewne
naukowców. Było ich jeszcze dwóch, wszyscy rozmawiali z ich przełożonymi, żwawo
o czymś opowiadając.
–
Dwieście pięćdziesiąt cztery, pięć i siedem, wystąp! – rozległ się głos
amerykańskiego pułkownika. Błażej spojrzał zdziwiony na Krystiana, gdy tylko
usłyszał swój numerek, który teraz zastępował jego imię. Młodszy chłopak
jedynie wzruszył ramionami, nie wiedział przecież o co chodzi. – A teraz
chodźcie tu. – Podeszli. On, jakiś niski, ale bardzo dobrze zbudowany Czech i
Białorusin. – Załatwimy to teraz, żeby wszystko było jasne. Tych trzech młodych
naukowców – wskazał na stojących przed nimi chłopaków – przyjechało tu z
najlepszych uniwersytetów w Europie. Jak wiecie, w laboratorium pod Witebskiem,
każdy uczony jest na wagę złota, a taki, który posiada wiedzę, jest jeszcze
ważniejszy – mówił, a Błażej zatrzymał swoje spojrzenie na Latynosie, który od
czasu do czasu ukradkiem na niego zerkał. Gdy ich wzrok się spotkał, chłopak
momentalnie wbił swoje spojrzenie w mówiącego Amerykanina, czerwieniąc się
lekko i wyraźnie czując się nieswojo, będąc tak uważnie obserwowany przez
szeregowego. – Ci panowie będą pracować w dosyć niebezpiecznych warunkach, bo
będą badać reakcje zarażonych, którzy wciąż się ruszają. Pięćdziesiąt cztery,
twoim zadaniem od dzisiaj jest eskortowanie pana Johna McCarleya – wskazał ręką
na wysokiego blondyna z lekkim zarostem i regularnymi, wyraźnie brytyjskimi
rysami. – Pięćdziesiąt pięć, oto Diego Olvera Baeza – wskazał na Latynosa,
który wbił nieco spłoszone spojrzenie w Błażeja. – Pilnujesz go jak oka w
głowie, jest najmłodszy i najbardziej obiecujący – zastrzegł i mówił dalej,
przedstawiając pięćdziesiątemu siódmemu jakiegoś Niemca. Jednak Błażej już się
tym nie przejmował.
Teraz
już otwarcie obserwował Diego, ignorując jego skrępowanie. Pomyślał, że to jego
dobry dzień. Mógł dostać jakiegoś zarozumiałego Angola, wstrętnego Niemca, ale
trafił mu się akurat młody, seksowny Latynos.
–
Jestem Błażej Jabłoński – przedstawił się cicho, podając mężczyźnie rękę.
Wiedział, że powinien podać swój numerek, ale nie mógł powstrzymać się, przed
zdradzeniem naukowcowi swojego prawdziwego imienia. Przekroczył pewnego rodzaju
granicę, od anonimowej cyfry do tego kim naprawdę był. Diego uśmiechnął się
nerwowo i oddał uścisk. Miał spoconą rękę.
–
Diego Olvera Baeza – przedstawił się oficjalnie i już chciał zabrać dłoń, ale
Błażej trzymał go zbyt mocno. Pogładził kciukiem gorącą, nieco wilgotną skórę.
Przełknął z trudem ślinę.
– Miło
mi. Naprawdę mi miło – powiedział, uśmiechając się szeroko. Dołeczki w jego
policzkach były doskonale widoczne i Diego zapatrzył się na niego pustym
wzrokiem. W końcu, kiedy mężczyzna puścił jego rękę, zabrał ją pośpiesznie i
rozmasował.
Zgarbił
się nieco, uciekając spojrzeniem w bok. Wtedy rosyjski generał coś do niego
powiedział i położył mu rękę na ramieniu, odciągając go nieco w bok. Rozmawiali
przez chwilę i wydawali się Błażejowi dobrze znać. Diego nawet uśmiechał się
lekko do wojskowego, a Błażej stwierdził, że chłopak miał naprawdę słodki
uśmiech. I sam już nie wiedział, czy to zasługa tego pieprzyka, czy wydatnych
ust, ale z chęcią by go pożarł.
–
To wsiadajcie do autobusu – Amerykanin zwrócił się do naukowców. – Tutaj aż tak
bezpiecznie nie jest, otaczają nas lasy, a z tego co wiemy, zarażeni w
poszukiwaniu pożywienia udali się właśnie w nie – powiedział. Mężczyźni
przytaknęli, a Anglik powiedział coś swoim wyrozumiałym tonem. W jego głosie do
obrzygania pobrzmiewały czyste brytyjskie dźwięki.
Dopiero
gdy generał i badacze znaleźli się w autobusie, Amerykanin spojrzał na trójkę
wytypowanych przez siebie szeregowych.
–
Usiądźcie gdzieś obok naukowców, z którymi macie pracować. Jak dojedziemy na
miejsce, będą oprowadzani po laboratorium i salach, chciałbym, abyście byli z
nimi, bo w niektórych pomieszczeniach jest dosyć… niebezpiecznie. – Zmarszczył
swoje krzaczaste brwi. – I pamiętajcie, że jeżeli coś się im stanie, to ja nie
ręczę za to, jaką karę poniesiecie, zrozumiano? – Spojrzał po nich. Odkrzyknęli
chóralnym „yes, sir”.
Błażej
wskazał Diego miejsce i pozwolił mu usiąść koło okna. Widząc Anglika idącego w
ich stronę, szybko zajął siedzenie obok Latynosa i uśmiechnął się do niego
szeroko.
–
Będę obok ciebie – powiedział sugestywnie, jednak Diego zacisnął mocno usta i
odwrócił głowę w stronę okna. Ruszyli.
Krystian
obserwował Błażeja z rozbawieniem, ale i zaskoczeniem. Jak na ręce widać było, że
naukowiec przypadł mu do gustu. Nie podejrzewał jednak, że takiemu facetowi jak
Błażej spodoba się taki picuś-glancuś. A o Dymitrze mówił laluś, pomyślał z
rozdrażnieniem, mierząc krytycznym spojrzeniem zestresowanego naukowca.
Diego
zacisnął swoje wydatne usta, a Błażej nie potrafił oderwać od niego wzroku.
Słodki był.
–
Ty… – powiedział powoli i co wojskowy zauważył, miał niski, bardzo męski głos,
który kłócił się nieco z jego chłopięcym wyglądem. Wcześniej nie zwrócił na to
uwagi. – Jesteś z Polski, tak? – zmarszczył nieco swój zadarty nos, patrząc na
flagę na jego ramieniu. – Obawiam się, że nie będę w stanie wymówić twojego
imienia. – Uśmiechnął się lekko, nerwowo. Wyraźnie chciał nawiązać z nim jakąś
rozmowę, czego Błażej nie miał zamiaru zaprzepaścić. Skoro chłopak sam do niego
ciągnął, wykorzysta to.
–
Och – powiedział, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Będziemy musieli
poćwiczyć, na pewno ci się w końcu uda.
Diego
wlepił w niego swoje ciemne, duże oczy i kiwnął głową.
–
Uhm. – Nie brzmiało to ani jak potwierdzenie, ani zaprzeczenie. Odwrócił głowę,
wpatrując się w szybę autobusu.
–
Spróbujesz? – zapytał, pochylając się w stronę Diego. – Błażej. Bła–żej –
powiedział niskim, wibrującym głosem.
–
Nie – zaśmiał się, kręcąc głową. – To nie dla mnie – powiedział, jednak gdy
wzrok Błażeja nie ustępował, westchnął ciężko. – Błaźij… – momentalnie
zaczerwienił się.
Błażej
przygryzł wargę, oddychając głębiej. Cóż, współpraca z Diego będzie bardzo
ciężka. Będzie musiał nauczyć się opanowania, bo najchętniej już teraz by się
na niego rzucił, przyszpilił do szyby i na oczach wszystkich pocałował. Bardzo
namiętnie i bardzo gorąco – właśnie tak, jak zachowywał się Diego. Błażej miał
niemal stu procentową pewność, że mężczyzna był fenomenalnym kochankiem. Jak
każdy Latynos, podobno.
–
Możesz tak mówić – powiedział bez wahania. To było jeszcze bardziej
podniecające.
Diego
spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Potaknął. Mimo wszystko nie miał
zamiaru drugi raz wymówić tego imienia, bo wydawało mu się, że w ten sposób
tylko siebie ośmiesza.
– A
ty… – ku zdziwieniu Błażeja, Diego dalej ciągnął rozmowę. – Długo już tu
jesteś? Znaczy się, w laboratorium?
–
Pół miesiąca. Byłem na jednej większej akcji w Witebsku – powiedział i oparł
się wygodnie o fotel. Zapomniał nawet o tym, że chciało mu się spać. – Ogólnie
nie jest źle, chociaż mój kapitan, nie, nie generał, on jest na zastępstwo –
wyjaśnił, kiedy Diego spojrzał na niego zdziwiony. – Taki Rusek, jest
beznadziejny. Ciężko mi się z nim dogadać. Nie lubię, kiedy poniża się
szeregowych, a on robi to non stop. Nienawidzę ludzi, którzy uważają się za
lepszych od innych.
Diego
spojrzał na niego nagle bardzo zainteresowany. Uśmiechnął się i potaknął żwawo.
–
Też nie lubię. A teraz niestety jak nie masz pieniędzy albo statusu, to jesteś
gorszy i wtedy twoje życie nie ma już takiego sensu. Jak wszystko się zaczęło,
w dwa tysiące dwunastym, to z mojego miasta najpierw ewakuowano wszystkie ważne
osobistości, zwykłych cywili zostawili na pastwę wirusa – powiedział, marszcząc
brwi. – I to właściwie powód, dla którego zgodziłem się tu pracować – dodał,
najwidoczniej nie zauważając, że się rozgadał.
Błażej
słuchał go z niekłamanym zainteresowaniem.
– U
mnie było tak samo. Nie powinno się dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Tak
samo ten wirus… – westchnął ciężko – nie potrafię strzelać do nieumarłych,
kiedy wiem, że jeszcze niedawno byli ludźmi. Mieli rodziny, pracę, zwyczajne
życie. Mam nadzieję, że szybko znajdziecie antidotum. Musisz być dobry, skoro
tutaj jesteś. Na pewno uda ci się dokonać przełomu – skomplementował go.
Twarz
Diego rozpromieniła się uśmiechem, którego chłopak nie potrafił powstrzymać.
Chłopak kiwnął głową.
–
Taki mam zamiar, chociaż na początku mogę być bardziej chłopcem na posyłki, niż
kimś, kogo dopuszcza się do poważniejszych badań – powiedział i wzruszył
ramionami. – W laboratorium pod Witebskiem macie samych najlepszych. Przeglądałem
nazwiska i aż nie mogę się nadziwić, kogo udało im się ściągnąć – mówił,
rozpromieniony. – Nawet Aomine Toroshima, czytałem jego ostatnią książkę o
K111, to on jako pierwszy dowiódł, że wirus przenosi się poprzez ślinę – gadał
dalej. – Dowiódł, że wszystkie funkcje mózgu zostały wyłączone. Taki zarażony
nie myśli, nie mówi, a jedynie dzięki niesparaliżowanemu móżdżkowi, dalej może
się ruszać, pomimo tego, że z medycznego punktu widzenia, nie żyje. Odkrył też,
że wirus K111 powoduje częściowe obumarcie móżdżka rdzeniowego, dlatego ich
ruchy są powolne i często nieskoordynowane – paplał, a po jego tonie łatwo
można było wywnioskować, że naprawdę się tym interesuje. – O rany, sorry, nie
chciałem cię zanudzić – powiedział nagle, czerwieniąc się. Nie chciał wyjść
przy Błażeju na sztywnego naukowca i uśpić go swoją gadką na temat K111.
–
Nie, to bardzo ciekawe, co mówisz, nie przerywaj sobie – powiedział Błażej,
bardziej skupiając się na tym, jak poruszały się usta Diego, kiedy ten mówił,
niż na tym, o czym dokładnie mu opowiadał.
Przez
resztę drogi do laboratorium, Diego nawijał jak opętany, Błażej czasami
wpatrywał się w jego usta, czasami nawet go słuchał. I był pod wrażeniem
wiedzy, jaką posiadał mężczyzna.
Na
placu głównym już czekała delegacja, żeby przyjąć w pierwszej kolejności
generała Lebiedieva, później trzech naukowców. Wśród zebranych był również
Dymitr. Miał na sobie luźny mundur i wcale nie wyglądał, jakby niecałe trzy
miesiące temu został postrzelony.
Lebiediev
wyszedł z autokaru, rozejrzał się i zaraz uśmiechnął szeroko, rozstawiając ręce
na widok Dymitra.
Podszedł
do niego, przytulając po męsku.
–
Dobrze cię widzieć, synu – powiedział po rosyjsku. Dymitr z trudem nie skrzywił
się, kiedy ojciec nacisnął na ranę na brzuchu. – Słyszałem o akcji w Witebsku.
Zabiłeś już tego szczura, który cię postrzelił? Czy mogę to zrobić osobiście.
–
Jak stąd wyjdę – odpowiedział Dymitr.
–
Dają ci najgorsze oddziały – skarżył się ojciec, zerkając na generała
dowodzącego całym laboratorium. – Ja nie wziąłbym tych żołnierzy nawet na plac
szkoleniowy, co dopiero w teren. Cholerny Fiodorow – powiedział mężczyzna
ciszej, tak żeby nikt nie usłyszał. – Muszę mu chyba przypomnieć, dzięki komu
został generałem, bo go pamięć zaczyna zawodzić.
Naukowcy
i żołnierze wyszli z autokaru, a Dymtir wyłapał spojrzeniem Krystiana. Chłopak
spojrzał na niego i uśmiechnął się kącikiem ust, po czym, na rozkaz
amerykańskiego generała, stanął przy autokarze wraz z innymi żołnierzami.
Naukowcy zostali przedstawieni dowództwu, później swoim kolegom (przyszło tylko
kilku), aż w końcu ojciec Dymitra złapał Diego i zaciągnął go do syna.
–
Diego Olvera Baeza, syn mojego przyjaciela, generała Baezy, o którym ci tyle
opowiadałem, pamiętasz? – Dymitr skinął głową i z pogardliwie spojrzał na
chuchro, które stało przed nim. Przez chwilę miał wątpliwości, czy chłopak jest
pełnoletni. Był bardziej kobiecy od jego matki. – A to Diego – Lebiediev
zwrócił się do Latynosa – mój syn Dymitr. Jest kapitanem, ale myślę, że
powinien zostać już kimś więcej.
Diego
wyciągnął do niego rękę, uśmiechając się lekko. Dymitr nie był w stanie ukryć
pogardy, kiedy spojrzał na dłoń. Ścisnął ją mocno, zupełnie, jakby chciał
pokazać chłopakowi swoją siłę. Uśmiechnął się lekko, gdy dzieciak skrzywił się,
a później zabrał rękę i rozmasował ją. Tuż obok niego stał Błażej, który
zmarszczył brwi, najwidoczniej zauważając ten gest, niewerbalnie przekazujący
awersję Dymitra.
–
Diego to zdolny chłopak – powiedział generał, kładąc mu rękę na ramieniu. –
Studiował w Cambridge i jest jednym z najlepszych studentów. Przeprowadzał już
tam badania w ich laboratoriach, ale tu przynajmniej zdobędzie doświadczenie –
zaśmiał się i poklepał go lekko.
–
Jeżeli przeżyje – powiedział ponuro Dymitr, rzucając kpiące spojrzenie
Błażejowi. – Witebsk może okazać się gorszym miejscem niż ktokolwiek
przypuszcza. Zwłaszcza, jeżeli wcześniej obracało się tylko wśród
nowobogackiego towarzystwa europejskich inteligentów.
–
Nie bądź taki surowy – powiedział jego ojciec, uśmiechając się nieco. – Diego
jest obiecującym naukowcem. Ręczę za niego.
Diego
zmieszał się nieco pod kpiącym spojrzeniem Dymitra. Uciekł wzrokiem w bok, na
Błażeja, który piorunował swojego kapitana.
–
Dobrze – powiedział ojciec Dymitra. – Reszta pewnie jest już oprowadzana po swoich
stanowiskach pracy, więc, Dymitrze, potowarzysz młodemu Baezie w drodze do
bloku ósmego. Tam powinien czekać na niego stażysta, który miałby go
oprowadzić. – Uśmiechnął się lekko, po czym jeszcze położył dłoń na ramieniu
syna i ścisnął je lekko. – A później przyjdź do gabinetu Fiodorowa, musimy z
nim obgadać kilka spraw. - Odszedł w stronę głównego budynku, zostawiając ich
samych.
–
Budynek ósmy jest pod koło budynku siódmego – powiedział Dymitr z
pobrzmiewającym w głosie sarkazmem. Diego zdawał się go jednak nie zauważyć.
Skinął głową i oczekiwał na dalszą część wypowiedzi Dymitra. Ta jednak nie
nastąpiła.
–
Miałeś zaprowadzić tam Diego, o ile się nie mylę – powiedział Błażej, stawiając
krok do przodu. Dymitr zaśmiał się z jawną pogardą.
–
Już jesteście na ty? Dla ciebie powinien to być profesor Baeza… O ile się nie
mylę. – Uniósł podbródek do góry i założył ramiona na piersi. – Ciesz się, że
awansowałeś na prywatnego ochroniarza. Długo byś w moim oddziale nie pociągnął.
Błażej
zacisnął pięści i już chciał coś odpowiedzieć, gdy Diego położył mu rękę na
ramieniu.
–
Rozumiem, że ktoś z taką rangą jak ty ma masę obowiązków. Nie będę ci na głowie
siedzieć. – Uśmiechnął się lekko. – Sam znajdę, a jak nie to – spojrzał na
Błażeja – Błażej mnie zaprowadzi, na pewno orientuje się w rozkładzie budynków.
–
Radziłbym na niego nie liczyć. – Dymitr rzucił Błażejowi niechętne spojrzenie,
po czym westchnął. – Dobra – skapitulował w końcu. – Chodź za mną, powiedz
swojemu rycerzowi, żeby szedł pięć kroków z tyłu. Człowiek z moją rangą nie
będzie chodził na równi z szeregowym.
Diego
posłał nerwowe spojrzenie Błażejowi. Widać, że nie podobała mu się ta sytuacja,
ale nie zaprotestował ani słowem. Daleko mu było do tego typu osoby, która
wdawała się w kłótnie.
–
Uhm – burknął coś niezrozumiałego pod nosem. – Masz fajnego ojca – powiedział.
– Całą drogę mówił tylko o tobie. – Uśmiechnął się.
Dymitr
spojrzał na niego dziwnie. Nie skomentował. Ostatnią rzeczą, na którą miał
ochotę, była rozmowa z jakimś nieopierzonym kurczakiem o ojcu.
– A
ty miałeś ojca? Czy wychowałeś się wśród stada kobiet? – zapytał zamiast tego,
taksując po raz kolejny Diego najbardziej krytycznym spojrzeniem.
Diego
najwidoczniej nie wyczuł sarkazmu, bo uśmiechnął się i pokręcił głową.
–
Nie no, przecież nasi ojcowie są bliskimi przyjaciółmi – powiedział. – Mój tata
jest dowódcą sił zbrojnych na terenie Barcelony – przyznał z dumą.
–
Racja – przyznał Dymitr. Zupełnie wyleciało mu z głowy, jak ojciec mówił, że
przyjaźni się z generałem Baezą. Zresztą, nie dziwił się, dlaczego. Gdy patrzył
na Diego słowo mężczyzna nijak się do
niego miało. – Tatuś więc często wyjeżdżał, co? Nie miałeś dobrego męskiego
wzorca, temu taki jesteś.
Rzucił
poirytowane spojrzenie Błażejowi, który szedł tuż za nimi, starając się
podsłuchać rozmowę. Sukinsyn, pomyślał z nienawiścią Dymitr.
Diego
zmarszczył brwi, dopiero teraz rozumiejąc do czego dążył. Nie odpowiedział,
tylko uciekł spojrzeniem w bok, modląc się, aby jak najszybciej doszli do tego
budynku i żeby wreszcie Dymitr sobie poszedł. Nie wierzył, że ktoś tak miły jak
pan Lebiediev może mieć coś wspólnego z kimś tak opryskliwym jak Dymitr.
W
końcu jego ciche modlitwy zostały wysłuchane, bo doszli do klocowatego,
dwupiętrowego budynku z wielką, złotą cyfrą osiem przy rozsuwanych, szklanych
drzwiach. Przed nimi stała młoda dziewczyna z upiętymi jasnymi włosami i
okularami na nosie. Uśmiechnęła się do nich i podeszła.
–
Pan Baeza? – zapytała, po czym zaraz przywitała się też z Dymitrem.
Ten
zbył ją i odezwał się do Diego.
–
Jeżeli będziesz miał jakiś problem, cokolwiek… – zaczął, uśmiechając się lekko,
prawie przyjaźnie – nie przychodź z tym do mnie.
Błażej
już chciał coś powiedzieć, gdy Dymitr pochylił się nad Diego i wyszeptał mu do
ucha:
–
Mam ważniejsze rzeczy, niż niańczenie nierozgarniętych ciot.
I
odszedł, odwracając się jeszcze, żeby posłać im rozbawiony uśmiech.
Diego
odprowadził go na wpół zdziwionym, na wpół zniechęconym spojrzeniem. Westchnął,
przenosząc wzrok na młodą dziewczynę. Uśmiechnął się do niej i podał jej rękę.
–
Diego, po prostu – powiedział. Dziewczyna uścisnęła dłoń, trochę zaskoczona
jego otwartą postawą. Większość ludzi pracujących w tym budynku nie dość, że
kazało do siebie mówić nazwiskiem, to jeszcze tytułować.
–
Sasza – odparła, uśmiechając się. – No dobrze, to proszę za mną. Pokażę panu
prosektorium i pańskie miejsce pracy. Ach. Prosektorium nazywamy tutaj miejsce,
w którym trzymamy zarażonych… jeszcze, no – zrobiła dziwny gest ręką –
ruszających się – zaśmiała się cicho.
Diego
potaknął, odpowiadając na jej uśmiech, po czym ruszył za dziewczyną. Spojrzał
jeszcze na Błażeja, który szedł za nim.
–
Wiesz, mi nie przeszkadzałoby to, jakbyś szedł przy mnie – powiedział i
zaczerwienił się, gdy zrozumiał, że nie zabrzmiało to tak, jakby chciał. – To
znaczy… nie jestem taki, jak kapitan Dymitr – mruknął pod nosem.
–
Wiem. – Błażej uśmiechnął się i podszedł do Diego. – Jesteś od niego dużo
lepszy. Sam widzisz, jak on traktuje ludzi. Ale kiedyś to się skończy –
powiedział i zmarszczył brwi w zastanowieniu. To brzmiało jak groźba. –
Najchętniej nie miałbym z nim nic wspólnego.
Diego
spojrzał na niego nieco nerwowo. Zacisnął swoje usta, myśląc nad czymś.
–
W-wiesz – zająknął się – jak chcesz mogę powiedzieć, że jesteś mi bardzo
potrzebny, czy coś… B-bo ja sobie nie poradzę z nimi, jak będą żywi. Zawsze
pracowałem nad martwymi… to znaczy oni i tak są martwi… ale no, wiesz, o co
chodzi – zaplątał się i uciekł spojrzeniem na bok.
Błażej
spojrzał na niego nieco zdziwiony, po czym uśmiechnął się ciepło. Diego był
naprawdę uroczy, był materiałem na faceta, którym można się opiekować, a to
Błażej lubił robić najbardziej. Tak naprawdę, pomyślał, Diego jest materiałem
na faceta, w którym mógłby się śmiało zakochać.
–
Byłoby super, gdybym mógł spędzić z tobą więcej czasu – powiedział, śledząc
reakcję na te słowa.
Tak
naprawdę chociaż Krystian mu się podobał – był przystojny, zabawny i wygadany,
był również w jakiś sposób podobny do Dymitra. Złośliwy, cyniczny, bezczelny.
Diego stanowił natomiast jego całkowite przeciwieństwo. Nigdy nie wyśmiałby
nikogo ze względu na wygląd albo zachowanie. Nigdy też, tego Błażej był pewien,
nie zrobiłby świadomie komuś przykrości.
Diego
uśmiechnął się leciutko, po czym odpowiedział na jakieś pytanie, które zadała
Sasza przypominająca im o swojej obecności. Oprowadziła ich po całym budynku, a
nawet przedstawiła niektórym ludziom i szybko opisała, w jakie rejony Diego nie
powinien się zapuszczać, gdyż praca w nich nie należy do ich obowiązków.
–
Doktor Dennyl kazał przekazać, że chciałby się z tobą spotkać jeszcze dzisiaj o
godzinie osiemnastej, aby omówić dokładnie twoją pracę – powiedziała dziewczyna
i uśmiechnęła się. – No, to chyba na tyle. Twój pokój znajduje się w budynku
osiem a. Odprowadzisz go, prawda? – zapytała, spoglądając na Błażeja. – Numer
pokoju to osiemnaście, drugie piętro.
Ten
starał się pohamować uśmiech cisnący mu się na usta. Mogę go nawet rozebrać do
spania, pomyślał. Z całą powagą, na jaką było go w tym momencie stać, skinął
głową i poszedł z Diego na piętro, szukając jego pokoju.
Jak
się okazało, mieścił się on na końcu korytarza. Drzwi były otwarte, a na łóżku
leżała już walizka Diego. Na biurku, w promieniach słońca błyszczał klucz z
broszką. Na plastiku nalepione były cyfry jeden i osiem.
–
No – powiedział Błażej z wahaniem. – To na mnie już chyba pora. Gdybyś czegoś
potrzebował… wiesz, gdzie mnie szukać?
Diego
spojrzał na niego i pokręcił głową. Jakoś nie chciał się z nim rozstawać.
–
Mieszkam w budynku czwartym. Chcesz zobaczyć, gdzie to jest? W sumie nie
zobaczyliśmy jeszcze wszystkiego.
Diego
w odpowiedzi skinął głową i zabrał klucz z biurka, wychodząc wraz z Błażejem z
pokoju.
Dymitr
wyszedł z gabinetu Fiodorowa z miną, która jasno wyrażała, że jest naprawdę w
wyśmienitym humorze. Szedł korytarzem z wysoko uniesioną głową, a z ust nie
schodził mu nonszalancki uśmiech. Skierował się prosto do budynku czwartego, w
którym na korytarzu natrafił na Krystiana.
–
Sto dwadzieścia osiem be – powiedział, zwracając tym samym uwagę jego i kilku
żołnierzy, z którymi rozmawiał. – A wy co tu robicie? Myślałem, że macie
trenować. Jesteście gorzej niż beznadziejni, a opierdalacie się po pokojach.
Dwadzieścia okrążeń i ani jednego mniej, ale już na plac główny – warknął do
nich, popychając jednego zaczepnie. Kiedy zostali już sami, powiedział do
Krystiana: – Do mojego gabinetu.
–
Jakiego gabinetu? – zapytał Krystian, unosząc brew i wpatrując się w niego
rozbawiony. Widać, Dymitr miał dzisiaj świetny humor.
–
Racja – Dymitr skinął głową. – Raczej sypialni. Mam dla ciebie ważne… rozkazy.
Nie
czekając na Krystiana udał się w stronę swojego pokoju. Otworzył go i, ku
zaskoczeniu chłopaka, przepuścił go w drzwiach.
Krystian
przeszedł przez próg, oglądając się za nim podejrzliwie, a gdy Dymitr się do
niego uśmiechnął, powiedział:
–
Okej, teraz to ja zaczynam się poważnie bać o swoje życie. Więc? Co takiego
dobrego się dzisiaj wydarzyło, panie kapitanie? – zapytał i nawet nie czekając
na przyzwolenie, usiadł na zaścielonym zielonym kocem łóżku.
–
Teraz już raczej panie majorze – powiedział, stając przed nim i obserwując go z
góry.
Krystian
uniósł brwi, po czym oparł ręce za sobą, rozsiadając się bardziej.
–
Och, to już nie pieprzę się z kapitanem, a majorem? – zagwizdał. – No to w
takim razie ja też awansowałem – parsknął rozbawiony. – I na co masz ochotę,
panie majorze?
Dymitr
uśmiechnął się szeroko. W ostatniej chwili powstrzymał się, żeby nie powiedzieć
„na ciebie”. Uznał, że brzmiałoby to raczej ckliwie i melodramatycznie. Tak
mógłby powiedzieć ktoś pokroju zniewieściałego Diego, a nie on.
–
Na razie na coś szybkiego. W nocy bardziej uczcimy mój awans – powiedział i
złapał Krystiana za poły munduru, podnosząc go z łóżka z niespodziewaną siłą.
Momentalnie wbił się w jego usta, językiem rozsuwając wargi chłopaka. Pocałował
go głęboko, wzdychając z przyjemności, kiedy Krystian oddał pocałunek.
Chłopak
objął go ramionami, całując żarliwie. Jego ręce zsunęły się niżej, na spodnie
mężczyzny. Zaczął je szybko rozpinać, chcąc uwolnić już na wpół twardego
członka.
–
Ustami? – zapytał, kiedy na chwilę oderwał się od warg Dymitra.
Mężczyzna
przygryzł wargę, oddychając szybko.
–
Na łóżko – polecił, rozpinając pospiesznie mundur. Kiedy chłopak wykonał
polecenie, opierając się głową o poduszki, Dymitr złapał go nagle za nogi i
przesunął bardziej na środek łóżka. Wszedł na łóżku, ustawiając się w przeciwną
stronę. Oblizał usta, kiedy pogłaskał wypukłość w brązowych spodniach
Krystiana. Rozpiął pośpiesznie jego zamek, odwracając się, żeby spojrzeć
jeszcze na chłopaka.
Krystian
chciał parsknąć śmiechem i powiedzieć coś, ale głos mu uwiązł w gardle, gdy
tylko spojrzał na sztywnego penisa schowanego za materiałem slipek. Przesunął
po nim nosem, mimowolnie rozsuwając własne uda. Wyciągnął język i potarł nim
wypukłość, dopiero po chwili złapał za gumkę bielizny i zsunął ją w dół,
uwalniając erekcję. Potarł samym czubkiem języka główkę, zatrzymując się na
dziurce.
Dymitr
westchnął ciężko, zsuwając z bioder Krystiana spodnie i bieliznę. Pocałował
penisa chłopaka przy nasadzie i wsunął go sobie do ust, zasysając mocno.
Krystian jęknął w odpowiedzi, ale zanim zdążył się zając penisem Dymtira, ten
już odsunął się i chuchnął na zaczerwienioną męskość. Czekał, drażniąc się z
Krystianem.
Chłopak
zmarszczył brwi i poruszył nerwowo biodrami, po czym wsunął sobie najpierw
główkę męskości, którą zassał delikatnie, by po chwili wziąć w usta więcej. Nie
dał rady jednak całego penisa, więc pomasował nasadę ręką. Gdy jednak Dymitr
wciąż nie przechodził z nim do tego, co trzeba, a jedynie bawił się nim,
wysunął jego członka z ust.
–
No weź – jęknął, opadając głową na materac i znów poruszył biodrami.
– A
gdzie panie majorze? – zapytał Dymitr, przy każdym słowie muskając ustami
główkę penisa.
Krystian
prawie parsknął śmiechem. Ten mężczyzna był niemożliwy. Uniósł się na łokciach,
muskając ustami jądra mężczyzny.
–
Panie majorze… – poruszył biodrami – proszę? – starał się wypowiedzieć to jak
najniższym tonem się dało. Rozsunął nieco uda, patrząc na niego w dół, ciekawy
reakcji.
Dymitr
westchnął ciężko, w końcu kapitulując. Okrążył językiem główkę, rozkoszując się
smakiem wilgoci na swoim języku. W końcu, powoli schodził językiem w dół, liżąc
żyłę na naprężonym penisie Krystiana. Dotknął dłonią jego jąder, ważąc je i masując.
Wskazującym palcem zabłądził w końcu w okolice pośladków. Wsunął penisa
Krystiana do ust, kiedy potarł mocno pierścień jego zwartych mięśni. Starał się
złapać oddech, ale było to trudne, kiedy czuł męski, ostry zapach chłopaka.
Krystian
zapewne zajęczałby głośno, gdyby nie miał w ustach penisa Dymitra. Zaczął
poruszać szybko głową, rozsuwając uda i dając tym samym znak swojemu
przełożonemu, że wcale nie miałby nic przeciwko, gdyby ten wsunął w niego
palec. Przymknął oczy, starając skupić się i na daniu mężczyźnie jak
największej przyjemności i na ustach, które właśnie zaciskały się dookoła jego
męskości.
Dymitr
wsunął palec między mięśnie, poruszając nim lekko. Ssał mocno, poruszając głową
w górę i w dół. Kiedy był już przy główce, okrążał językiem ją kilka razy, po
czym znowu wracał na dół. Dołożył drugi palec, delikatnie manewrując nim we
wnętrzu Krystiana. Gorącym ciasnym wnętrzu. Usta ssące go były dodatkowo
wilgotne. Dymitrowi dźwięczało w uszach od przyjemności. Poruszał biodrami,
nakierowując chłopaka na najlepszy dla siebie rytm. Oddychał ciężko przez nos,
wydychając ciepłe powietrze na zaciśnięte jądra Krystiana.
Chłopak
jęknął, po czym odsunął od ust penisa Dymitra. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
–
Wejdź we mnie – stęknął. Cóż, w życiu by się przed mężczyzną nie przyznał, że
uwielbiał gdy ten go pieprzył i prawdopodobnie nawet by się tego nie domagał,
ale gdy tylko ten zaczął wsuwać w niego palce, doszedł do nieprzyjemnego
wniosku, że to nie palce chce mieć w sobie.
Dymitr
poderwał się gwałtownie z łóżka, błyskawicznie odwracając w stronę Krystiana.
Złapał jego nogi i uniósł mocno do góry. Dyszał ciężko, kiedy wsuwał w niego
śliskiego od śliny penisa.
–
Będzie trochę bolało – ostrzegł go, jakby robił to z nim pierwszy raz. Pchnął
mocno, zagłębiając się w jego wnętrzu z cichym okrzykiem rozkoszy. – Ale jesteś
ciasny – powiedział z zachwytem, zaczynając się w nim poruszać. – Mógłbym… cię
pieprzyć – mówił, poruszając biodrami i starając się trafić na prostatę
Krystiana. W końcu mu się to udało, więc dokończył: – cały pieprzony dzień.
Patrzył
na zaczerwienioną twarz chłopaka, jego wilgotne usta, które jeszcze przed
chwilą ssały jego penisa. Posuwał go mocno, nagradzany coraz głośniejszymi
stęknięciami. Zupełnie nie docierało do niego, że w każdej chwili ktoś może
przechodzić korytarzem i ich usłyszeć. Był dzień, popołudniowe godziny, w
których większość żołnierzy miała przerwę.
–
Mów do mnie – zażądał.
Krystian
zmarszczył brwi, zaciskając dłonie na kołdrze. Nie miał pojęcia, co mógłby
powiedzieć. Zresztą teraz obawiał się, że nie będzie to nic mądrego, w końcu
Dymitr pieprzył go mocno, co chwilę uderzając w prostatę. Był w stanie jedynie
jęczeć głośno i pozwalać mu na wszystko.
–
U-uwielbiam, jak to robisz – stęknął, obejmując nagle jego szyję i wtulając
twarz w jego pierś. – Gratuluję awansu… – wydyszał, odsuwając się znów od niego
nieco – panie majorze – dodał i pocałował go mocno.
Dymitr
doszedł gwałtownie, dociskając do bioder Krystiana z całej siły. Poruszył się w
nim jeszcze przez chwilę chaotycznie, żarliwie oddając pocałunek. Dopiero po
chwili wysunął się i obniżył na łóżku, żeby wziąć penisa chłopaka do ust.
Krystian doszedł już po chwili, tryskając w usta Dymitra.
Mężczyzna
przełknął spermę szybko, wycierając kąciki ust.
–
Myślałem, żeby ciebie również awansować – powiedział nagle Dymitr, kładąc się
obok Krystiana.
Chłopak
spojrzał na niego czujnie. Awanse w wojsku nie były jego życiowym celem, ale
skoro miał taką możliwość…
–
Mnie? – zapytał zdziwiony. – A za co? Bycie dobrą dupą? – parsknął rozbawiony i
pocałował go mocno. – Chociaż fakt, mając taką dupę jak moja, wcale bym się nie
zastanawiał, czy ją awansować – dodał, śmiejąc się. Dobry humor Dymitra i jemu
się udzielił.
Dymitr
prychnął cicho, rozbawiony tym aroganckim komentarzem.
–
Mówiłeś, że lubisz komputery. Mógłbym cię przenieść do działu technicznego na
jakiś czas. Zbyt dobrze strzelasz – powiedział i oblizał sugestywnie górną
wargę, jakby wciąż coś na niej było – żeby zostać przed komputerem. Jeździłbyś
do Witebska, ale miałbyś też dostęp do sprzętu. Co ty na to?
Krystian
wpatrzył się w niego, zdziwiony. Nigdy by nie pomyślał, że Dymitr będzie chciał
coś dla niego zrobić. Prędzej by się spodziewał, że ten zafunduje mu kolejny
ciężki trening.
–
Nie żartujesz? – zapytał i zdał sobie sprawę, że przecież Dymitr nigdy nie
żartuje. – No właściwie… czemu nie? – powiedział i mimowolnie spojrzał na
zegarek, który stał na biurku. – O rzesz kurwa mać – poderwał się momentalnie,
zaczynając się ubierać. – Za pięć minut mam być na warcie przy drugim wjeździe
– mówił, gdy zakładał na siebie spodnie. – A z tym awansem, to pewnie, że chcę
– powiedział i pochylił się nad Dymitrem, całując mocno. – Wartę kończę o
dwudziestej drugiej, przyjdę – obiecał z szerokim uśmiechem, krzywiąc się
nieco, gdy poczuł jak sperma Dymitra zaczyna wypływać.
Mężczyzna
skinął głową, obserwując go z leniwym uśmiechem.
–
To ja odpocznę przed kolejną rundą – powiedział, zanim Krystian nie trzasnął
drzwiami
Po prostu cudo rozdział, uwielbiam takie gorące sceny - a w tym opowiadaniu są chyba najlepsze ze wszystkich jakie czytałam. Co do Diego to mam gust podobny do Dymitra, nie mój typ.
OdpowiedzUsuńDwa rozdziały tak szybko dodane, obawiam się, że teraz poczekamy dłużej na następny.
Pozdrawiam***
Gorąco.
OdpowiedzUsuńDiego jest rzeczywiście słodki i pasuje do Błażeja. Cieszę się, że znalazł swoją 'połówkę'. W końcu skoro Krystian woli majora to coś się należy tak świetnej postaci. A propo Dymitra. Jaki on kochany się zrobił :D miękczeje pod wpływem głównego bohatera. I tak na podsumowanie - super rozdział! Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bustle.
To bardzo dobrze świadczy o Autorze, że potrafi przyznać się do małego "zawalenia" riserczu ;) Na szczęście tutaj sprawa nie była jakoś super poważna i w żaden sposób nie wpływała na fabułę, więc nie ma się czym martwić :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze na plus :) Dobrze, że Błażej ma teraz swojego Latynosa i nie będzie się już dobierał do Krystiana. Czekam niecierpliwie na wyniki badań, które udowodnią, że jednak nie cała funkcja mózgu zostaje wyłączona podczas zarażenia K111.
Ach, Dymitr i Krysia się lepiej dogadują? No nie mogę, łał. :D Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńRozdziały miodzio ;) jest akcja jest zabawa , wszystko co być powinno. Weny ! ;D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Ninką, przyznam, że sama trochę zdenerwowałam się tą drobną nieścisłością w poprzednim rozdziale, ale to bardzo ładnie z waszej strony. Nie każdy potrafi przyznać się do błędu, zwłaszcza ktoś, komu pisanie wychodzi tak dobrze i ma rzeszę oddanych fanów. ;) Niemniej, pozytywnie mnie zaskoczyłyście.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... nie będę owijać w bawełnę - kocham Diego. Ta postać spodobała mi się na tyle, że kompletnie zapomniałam o Dimie i Krystynie, ale przemilczmy ten fakt. Coś czuję, że Błażej będzie potrafił zająć się nim... w odpowiedni sposób. ;> If you know what I mean.
Kocham was, robaczki. :3
PS Dream, to prawda, że wybierasz się na UTP? Sama zaczynam studia w Bydgoszczy, więc jeśli będziesz miała trochę czasu to wyskocz ze mną na kawę i daj mi autograf. :D
Prawda, wybiera się, ale odsyłam albo do jej bloga, albo na fanpejdż, gdzie możesz się z nią skontaktować. Na tym blogu króluje papryka. Zielona na dodatek ;)
UsuńDymitr robi się coraz fajniejszy. Widać, że naprawdę polubił Krystiana i to w nim uwielbiam. :D Ale nie zrobił się miękki, tylko prawdziwszy... ;)
OdpowiedzUsuńCo do nowego bohatera - uwielbiam latynoską urodę, więc no.. jego też uwielbiam. :D i myślę, że w opowiadaniu potrzebny był ktoś.. delikatniejszy. ;) bo na razie mamy samych męskich mężczyzn, a taki delikatniejszy ładnie się z nimi komponuje. Oczywiście, że mówię, że jest niemęski. :PP
http://24.media.tumblr.com/864678fa1b2e1756b69899c12f679832/tumblr_mpbwzmiflM1soupkno1_500.jpg - tak jakoś skojarzyło mi się z Błażejem i Diego. :D
Ojej, kochane bładie, jak to już przyjęło się w kręgach papryki :D Słodkie.
UsuńHa.. w końcu a horyzoncie pojawił się ktoś dla Błażeja. Latynos jest fajny. Taki słodziutki z tym ciągłym rumieniem się. Dymitr zachował się chamsko ale to cały on.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się , że kontakty Dymitra z ojcem będą więcej niż oschłe ale z tego co widać jest całkiem przyjacielsko. Może w kolejnych rozdziałach "wyjdzie" coś więcej na temat ich relacji.
Przyznam, że w czasie kiedy chłopcy się zabawiali w pokoju Dymitra miałam wrażenie jakby zaraz miał tam wejść jego ojciec. Dobrze, że jednak tak się nie stało bo mam szczere wątpliwości czy oboje by przeżyli.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że wkrótce.
Co do Diego - przypadła mi do gustu ta jego zniewieściałość i delikatny bohater. Tyle tutaj w wojsku męskich i pełnych seksapilu mężczyzn, dobrym zamierzeniem było wprowadzenie takiego uroczego, nieświadomie kuszącego chłopaczka do opowiadania ^^. Do tego idealnie komponuje się z Błażejem, co jest zbawieniem, zwłaszcza, że po tym jak Dymitr nakrył ich (K&B) to Błażej tak jakby zszedł na drugi plan i bałam się, że był jedynie "epizodycznym" bohaterem :(. Ale Diego na szczęście uratował go z dziury zapomnienia ^^.
OdpowiedzUsuńChociaż Diego jest rozkoszny, nie zmienia to faktu, iż moim sercem zawładnął na długi, długi czas Dymitr :D. Jego charakter, cyniczność, bestialstwo... Och i ach. Na dodatek wyraźnie widać, że on i Krystian są coraz bardziej bliscy, a Dymitr staje się dla niego trochę milszy. Na szczęście trochę i w odpowiednich dawkach, dzięki czemu wydaje się prawdziwszy i bardziej ludzki ^^.
Byłam niemal pewna, że ojca i Dymitra nie łączą przyjacielskie stosunki, a tu proszę... Zaskoczenie. Także się cieszę, że moje niepomyślne wróżby nie spełniły się i są oni w stosunku do siebie przyjemni.
Głowę, kurczę, dam, że ktoś ich usłyszał! xD Krystiana i Dymitra. Takie mam ponure przeczucie T.T. Ale pewnie i tak się mylę, mam nadzieję.
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny, Papryczko ^^.
Witam,
OdpowiedzUsuńświetne... Błażej już przestał się interesować Krystianem, znalazł teraz inny obiekt westchnień.... No, no Dymitr awansował, i chciałby awansować Krystiana tego nie podejrzewałam....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej, trochę długo zwlekałam ze skomentowaniem, ale postaram się to trochę nadrobić ;]
OdpowiedzUsuńPo pierwsze spodobało mi się podejście do (jakby nie było dość modnego ostatnio) motywu "apokalipsy zombi". Mnie się to zawsze kojarzyło z ujęciem, gdzie epidemia wybucha, jest panika, wszyscy biegają i nie wiedzą co robić, a potem łączą się w jakąś grupkę i próbują znaleźć miejsce gdzie ktoś coś ogarnia, przy czym nie ogarnia nikt xD a tutaj minęło trochę czasu, jest organizacja, są już jakieś informacje, ale i tak wychodzą jakieś nowe problemy. Fajnie, fajnie.
Po drugie całość klimatu mi się podoba, chociaż jestem fanką obrazowych opisów i tego mi trochę brakuje, ale i tak przestrzeń jest zarysowana i da się wczuć.
A po trzecie i najważniejsze, bohaterowie. Zacznę od Diega, bo o nim niewiele na razie wiadomo, niestety na razie wzbudza we mnie wyłącznie niechęć. Może i dla równowagi był potrzebny jakiś "delikatniejszy" mężczyzna, chociaż ja mam równowagę w nosie i jak dla mnie testosteron się może wylewać z monitora litrami ;p ale może jego postać się jakoś rozkręci, liczę, że nie będzie się tylko wiecznie zalewać dziewiczym pąsem ;]
Błażeja za to lubię bardzo, chociaż mi się trochę kojarzy z polskim kapitanem-ameryką (kapitan-polska...?). Fajny, wyrazisty charakter, ma w sobie coś z wzniosłego idealisty i trochę z niedojrzałego dzieciaka jednocześnie. Taką mam przynajmniej jego wizję na ten moment. Szkoda, że to koniec jego podchodów z Krystianem, liczyłam że bardziej rozwiniecie ten wątek (zazdrosny Dymitr był bezcenny).
No i tak też dochodzę do Dymitra, który ma jednak trochę za dużo z sadysty, żebym go w pełni polubiła. Ale jest cholernie seksownym draniem, no więc co tu innego robić, jak go nie kochać. Ma też wiele innych ciekawych cech, dość ciekawe światło na niego rzuca jego relacja z ojcem, jest zupełnie inna niż się spodziewałam (i mam wrażenie, że sam Dymitr widzi ją inaczej, niż się ona wszystkim objawia). Myślę, że jeśli bardziej zgłębimy jego charakter, to dużo zyska. Zresztą lubię opowiadania, w których tacy faceci powoli się "zmiękczają" (byle tylko nie za bardzo). Jak sam powiedział, jeśli czułostek jest za dużo, to się stają nudne, a od takiego drania każde miłe słowo to powód do uciechy ;D
Krystiana bardzo lubię, jest też silnym, zdecydowanym facetem. Podoba mi się też, że jest uzdolniony i wytrenowany, ale nie jest super-bohaterem, przez to tym łatwiej się z nim identyfikować, wydaje się bardziej ludzki. Kamień mi spadł z serca, że nie daje Dymitrowi sobie wleźć na głowę, chociaż i tak trochę za bardzo mu ustępuje moim zdaniem ;p Ale spodziewam się, że będzie jeszcze dużo spięć między tą dwójką i mam nadzieję, że nadejdzie moment w którym każe Dymitrowi spier*alać, i to on będzie musiał się trochę postarać, bardziej niż zarobieniem kulki w brzuch ;]
Na koniec jeszcze dodam, że nie umiem odżałować utraty Niemca, może przez moją pierwotną fantazję, że to on będzie "tym trzecim". I że cały czas się zastanawiam, co się do kurki świeczki stało z tym ocalałym z oddziału Krystiana?
Jeszcze coś chciałam chyba napisać, ale na razie nie pamiętam, a i tak się okropnie rozpisałam :) wybaczcie ewentualną nieskładność, ale coś mi ostatnio ciężko ubrać myśli w słowa xD
„I że cały czas się zastanawiam, co się do kurki świeczki stało z tym ocalałym z oddziału Krystiana?” Też się nad tym zastanawiałam w komentarzu do wcześniejszego rozdziału. Wydaje mi się, że po prostu miał być dla niepewności czy Niemiec przeżył, czy nie, a później się dziewczynom o nim zapomniało. Zdarza się. Tym bardziej, że na innym blogu czytałam, że od razu pisały sporo do przodu. Tylko co teraz? Teraz za późno żeby bohaterowie mogli o niego zapytać, bo brak najbardziej był zauważalny jak Krystian czekał na nowych. Poprawianie dawnych rozdziałów to znowu pewien wysiłek i nie dziwi mnie, że dziewczyny wolą pisać coś nowego niż poprawiać coś co, już jest wrzucone. Zresztą jak poprawiać to też tam gdzie zabrakło przecinka, była jakaś literówka, a ciekawe to nie jest.
UsuńOcalały żołnierz to był rozdział 3. Właśnie tam wystarczyłoby dodać zdanie Dymitra, że ocalały żołnierz jest niezdolny do dalszej służby, bo np. zmiażdżyło mu dłoń, coś spadło i odcięło mu nogę albo jeszcze coś innego. Jakby był kaleką to już nie mógłby być żołnierzem. Wiadomo by było dlaczego go nie ma.
Rozdział 8. Z tego co widzę, ktoś słusznie zauważył, że koszuli już dawno tam nie powinno być. Bo tak „Jednak Krystian tylko przekręcił klucz i wrócił, ściągając koszulę”, „Dymitr oblizał wargi i z pewnym wahaniem położył się na łóżku. Uchylił nieco kołdrę. Miał na sobie tylko luźne spodnie od piżamy”, „stanął przed Dymitrem nagi”. A za chwilę „Odsunął się od Dymitra nieco, ale tylko dlatego, żeby zająć się rozpinaniem koszuli”. Pewnie tutaj powinno być coś o spodniach albo w ogóle sobie darować.
Ale to nic takiego. Żadnych błędów nigdy nie robi ten, kto nie pisze nic. Najgorzej robi Musierowicz, jak jej czytelnicy napiszą o błędzie. Udaje, że błędu nie ma. Tłumaczy, że pomyłka w wypowiedzi bohatera była zamierzona. W następnej książce bohater wypowiada się, że zdarza mu się pomylić, zapomnieć albo inny bohater wytyka mu ten błąd. Nie radziłabym iść tą drogą. Ja nigdy specjalnie nie przepadałam za takimi książkami, ale wielu swoich fanów zniechęciła taką postawą.
Najpierw nowy bohater. Diego całkiem fajny na tym zdjęciu. Też lubię, kiedy mężczyźni wyglądają dobrze. Jest nieśmiały. Dla mnie taka niepewność jest podniecająca i słodka. Tym bardziej, że mamy do czynienia z kimś miłym. Można się w nim rozpłynąć.
OdpowiedzUsuńBałam się, że Błażeja czeka krótki żywot albo odsunięcie, a jednak zanosi się na to, że będzie się pojawiał częściej. Po akcji z Niemcem zagadką było czego się można spodziewać. Teraz przypomniałam sobie, że jednak zdjęcie Błażeja zostało wstawione, a Niemca nie. To jakaś podpowiedź co do tego, kto będzie znaczącym bohaterem, a kto nie. Kolejna niespodzianka to relacje Dymitra z ojcem. Stanął po stronie syna. Spodziewałam się większej oschłości. Co do zachowanie względem innych to starszej wersji Dymitra, kogoś tak samo wrednego. Tymczasem ojciec Dymitra jest inny niż Dymitr. Jest towarzyski, zdecydowanie bardziej dyplomatyczny w swoich działaniach, nawiązywał przyjaźnie i znajomości.
Dymitr i Krystian mają fajny seks. Dbają o swoją przyjemność. Ciekawe czy w tym opowiadaniu role podczas stosunku są wyznaczone na zawsze czy kiedyś nastąpi zmiana. Już wyobrażam sobie jak Krystian mu kładzie rękę na tyłku, a ten skacze jak oparzony, jak również co Dymitr by sobie myślał w trakcie i po. Dlatego właśnie lubię takie zamiany, że często jest to tak opisane, że następuje przestraszenie, utrata pewności siebie i reakcje jakby nie wiadomo co się działo.
O żesz kurna "_"
OdpowiedzUsuńJakby facet to czytał to by się chyba spuścił 6_6
To było BOSKIE!!! Sex był niebiański @.@
Kiedy 10 rozdział? Pliska się nie mogę już kurde no doczekać :D to opowiadanie zaliczam do ulubionych ;3
W jeden dzień przeczytałam całe dziewięć rozdziałów. Wciągneło mnie serio.
Życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdzialik kultowego opowiadania :3
Pozdrawiam i Papatki ;**
No nie oszukujmy się wokół dupy wsystko się kręci. To taka światowa waluta przetargowa! Pan Krystian to jednak ciotmistrz XD Miło ze strony Dymitra, że docenił "starania" swojego szeregowego :D No tak tak uratował mu życie, dobrze strzela i jako jedyny nie spierdzielił z linni ognia do zombiaków ale nie oszukujmy sie i oczu nie mydlmy za dobre bzykanie awansik dostał :D Jaki to życiowe! Kabom Panie Krystianie, kaboom!
OdpowiedzUsuńUh! Jak Dymit Błażkiem się nie lubi...aż miło się ich słucha. Teraz to Błążko musi jeszcze bardziej trzymać nerwy na wodzy bo zapyskować do Majora to jak wziąć łopatę i kopać sobie grób :D
Bardzo się miło Ciebie czyta i życze Ci abyś trzymała się tego stylu i mocnego, męskiego punktu widzenia:D
Diego to cita, sorryyy...